Hieronim Szafraniec z Pieskowej Skały, za którego przyczyną uzyskała Włoszczowa prawa miejskie, był także właścicielem Kozłowa (5 km, 7 min od Lasochowa). Ponieważ mąż ten nie pozostawił po sobie męskiego potomka, po jego śmierci majątek przeszedł w ręce wnuka stryja rzeczonego Hieronima, Stanisława, kasztelana bieckiego, sandomierskiego, wojewody sandomierskiego i wojskiego krakowskiego. Urodzony ok. 1525-40 r. Stanisław Szafraniec, protestant i zwolennik tolerancji religijnej, był budowniczym zborów kalwińskich, fundatorem szkoły wyższej w Seceminie oraz mecenasem sztuki, który nie tylko dokończył rozpoczętą przez Hieronima przebudowę zamku w Pieskowej Skale, ale także założył tam piękne ogrody i wspaniałe zwierzyńce. Jako godny reprezentant epoki renesansu utrzymywał Stanisław Szafraniec szerokie kontakty z ludźmi nauki i pióra. Wśród nich znalazł się i Mikołaj Rej, który zresztą niejednokrotnie wychwalał w swych dziełach zasługi przedstawicieli tego sławnego rodu.
Tenże Stanisław zapisał dobra Kozłów i Ludynia Zuzannie, córce Piotra Ludyńskiego (czy też Luzińskiego, który przez Dariusza Kalinę uważany jest za syna Hieronima z trzeciego małżeństwa), a zarazem żonie Mikołaja Kozłowskiego, który – jak pamiętamy – dopomógł Krzysztofowi Pieniążkowi przy zaborze ziem należących do małogoskiego kościoła. Kolejnym dziedzicem jest zięć wspomnianej pary, Andrzej z Oleśnicy Oleśnicki, który, podobnie jak i współczesny mu Krzysztof Pieniążek, zostaje oskarżony przez księdza Chrostkowica o grabież parafialnego mienia. Oleśnicki odstępuje dobra Abrahamowi Białobrzeskiemu, ale to bynajmniej nie kładzie kresu utrapieniom księdza Chrostkowica, albowiem – jak pisze Rawita-Witanowski – „(...) pleban małogoski miał ciągłe udręczenia ze strony heretyckich swoich sąsiadów.” Procesuje się tedy małogoski proboszcz wpierw z Białobrzeskim, później zaś z kolejnym właścicielem Kozłowa, Krzysztofem z Witkowic Ujejskim. Finału tego ostatniego procesu ojciec Chrostkowic już nie dożył, mógł jednak mieć tę pociechę, że jeszcze za jego życia kościół kozłowski , zamieniony przez Szafrańców na kalwiński zbór, został przywrócony katolikom przez Piotra Tęgoborskiego, który to zdecydował się porzucić drogę herezji i powrócić na łono Kościoła Rzymsko-Katolickiego. Chrostkowic ofiarował odzyskanej świątyni kielich i krzyż srebrny, pod tym jednakże warunkiem, że dary wrócą do Małogoszcza, gdyby kościół w Kozłowie ponownie trafił w ręce heretyków. Według relacji Rawity-Witanowskiego Piotr Tęgoborski nie poprzestał na zwróceniu budynku „prawowitym” właścicielom lecz także, widząc, iż stary kościół jest w opłakanym stanie, zdecydował się ufundować nową, murowaną świątynię, której budowa ukończona została w 1649 r. Wedle innej, bardziej prawdopodobnej wersji, kościół miał powstać ok. 1515 r., później przez jakiś czas służyć protestantom, zasługą Tęgoborskiego zaś było jedynie dobudowanie doń nawy.
Najbardziej wartościowym zabytkiem kościoła kozłowskiego jest składany ołtarz drewniany w formie późnorenesansowego poliptyku. Zdaniem Rawity-Witanowskiego tryptyk „pochodzić ma z kaplicy zamkowej w Chęcinach, skąd uwieziony przed wejściem Szwedów przez Piotra Tęgoborskiego w 1655 roku, naprzód w kościele franciszkanów ukryty, później do Kozłowa przeniesiony został”. Ołtarz nie jest dziełem jednego malarza i pod względem walorów artystycznych jest mocno zróżnicowany. Ową różnorodność przypisuje Rawita-Witanowski kolekcjonerskim zapędom Tadeusza Zielińskiego, który, pod pretekstem dokonania konserwacji obrazów, zabrał cenne malowidła, przysyłając w ich miejsce inne, które „ani w części nie wyrównały ich cenie.” Inną wersję zdarzeń prezentuje ksiądz Wiśniewski, zdaniem którego tryptyk został „bardzo odnowieniem zeszpecony” za sprawą Stanisława Borkowskiego, dziedzica Lipna, który pokrył koszta renowacji dzieła.
Najcenniejszym elementem ołtarza ma być wedle cytowanych autorów podłużne malowidło na drewnie, umieszczone pod głównym wizerunkiem, przedstawiające Zwiastowanie. Arcydzieło to, które wyszło spod ręki Wojciecha Borzymowskiego, nadwornego malarza Zygmunta III Wazy, godne jest uwagi tak ze względu na realizm wyobrażenia jak i mistrzostwo wykonania; przedstawiony na nim, prócz ikonicznej postaci Maryi i archanioła Gabriela, miał być także i mały kotek, który, przestraszony nagłą jasnością, schronił się pod niewielką ławeczką. Niestety, autorce opracowania nie udało się odnaleźć opisywanego obrazu pośród tworzących poliptyk wizerunków.
Szczęściem jest prawdziwym, że tak wartościowy zabytek nie padł ofiarą pożaru. Pisze Wiśniewski: „dn. 3 września 1927 o godzinie 11 ½ w południe, skutkiem nieostrożności jednej kobiety, która piekła chleb i pomiotłem wyrzuciła pod dom podczas zawieruchy, powstał pożar, skutkiem którego spaliło się w Kozłowie 45 gospodarstw, kościół, dzwonnica z dzwonami, plebanja z całem jej urządzeniem i sprzętem, organistówka z aktami stanu cywilnego. Ks. proboszcz Karczewski zajęty ratowaniem kościoła, został w tem co miał na sobie; w ogniu stracił wszystko”, a jednak nie poddał się i stopniowo odbudował utracone w czasie pożaru zabudowania.
Już trzy lata później, bo 28 sierpnia 1930 ksiądz Karczewski wraz z parafianami udał się w dziękczynną pielgrzymkę do Częstochowy. W korespondencji z Wiśniewskim miał napisać: „Cud Boży, że ołtarze się nie spaliły i drogi tryptyk św. Mikołaja pozostał, tylko niektóre figury się spaliły.”
W Kozłowie przyszedł na świat jeden z najmłodszych dowódców powstania styczniowego, Napoleon Zygmunt Rzewuski. Syn osiadłego tu ziemianina i inżyniera, Napoleona Modesta Rzewuskiego, poszedł do powstania w 20. roku życia, prosto z uniwersyteckich ław Instytutu Politechnicznego i Rolniczo-Leśnego w Puławach, do którego trafił ze zlikwidowanego ukazem carskim Instytutu Gospodarstwa Wiejskiego i Leśnictwa w Marymoncie. W swoich „Pamiętnikach obozowych z r. 1863 i 1864” pisał tak: „Pamiętam, pierwszej nocy powstania dnia 22 na 23 stycznia 1863 r. z samych Puław stanęło nas na punkcie zbornym 560 studentów szkoły politechnicznej i przeszło 100 włościan z siół okolicznych; ci ostatni byli tylko uzbrojeni w swoje własne, przekute na prosto kosy, reszta miała tylko kije lub zwykłe siekiery, trzy dubeltówki, jeden pałasz (i to bez pochwy) i dwa pistolety; tak uzbrojeni mieliśmy atakować 700 celnych strzelców moskiewskich i pół baterii armat, stojących w Końskiej-Woli”.
Od szeregowego kawalerzysty dosłużył się rangi oficerskiej, biorąc udział w szeregu bitew i potyczek powstańczych pod komendą utalentowanego, niezwykle surowego, ale zarazem uwielbianego przez żołnierzy Zygmunta Chmieleńskiego. 16 grudnia 1863 młody Rzewuski bierze udział w bitwie pod Bodzechowem, w której oddziały powstańcze ponoszą druzgocącą klęskę: pięć szwadronów kawalerii pod dowództwem gen. Bosaka zostaje rozbitych, a ciężko ranny Chmieleński wzięty do niewoli i następnie stracony. Poniesiona porażka zmusza generała Bosaka do podziału armii na mniejsze jednostki, celem zwiększenia ich mobilności, a tym samym i szans na przetrwanie zimy. Jedną z utworzonych wtedy formacji, Szwadron Kielecki im. Chmieleńskiego w I pułku kieleckim, dostaje pod swoją komendę Zygmunt Napoleon. Pod herbowym pseudonimem „Krzywda” walczy od tej chwili głównie w okolicach Jędrzejowa, Włoszczowy i Secemina, a zatem w pobliżu rodzinnego majątku, gdzie sprzyjała mu tak miejscowa ludność, jak i właściciele tamtejszych dworów, dzięki czemu powstańcom nie brakowało żywności i w czas byli powiadamiani o ruchach nieprzyjaciela. W rocznicę wybuchu powstania styczniowego znajdujące się pod jego komendą plutony zaalarmowały rosyjskie placówki we Włoszczowie, Szczekocinach, Jędrzejowie i Kielcach. Był dowódcą utalentowanym i lubianym. Jego dawny podkomendny, Władysław Modrzewski, wspominał go następująco: „Młody nasz dowódca Napoleon Krzywda, syn miejscowego obywatela, dobrym humorem, sympatyczną osobistością dodawał nam kurażu i otuchy, krzepiąc upadłych, rozweselając smutnych i ciesząc nas nadzieją pomyślnego obrotu naszej sprawy z następującą wiosną”, kiedy to przy wsparciu „zagranicznych mocarstw” oraz oddziałów mających się właśnie formować na ziemiach polskich – od Litwy po Galicję – powstanie miało rozgorzeć ponownie ze zdwojoną siłą. Nadzieje okazały się płonne. „Były to – jak stwierdza pamiętnikarze – ostatnie błyski zwodniczej iluzji, wyczerpujące do reszty kraj”. Sprawy przybierają coraz gorszy obrót. Pętla zarzucona przez zdeterminowanych do rozbicia powstańców moskali stopniowo się zaciska, a chłopi, nękani przez kozaków, zaczynają upatrywać w ludziach „Krzywdy” przyczyny swojej niedoli. Sfrustrowany brakiem rozkazów i coraz trudniejszym położeniem szwadronu, Zygmunt Napoleon Rzewuski przekazuje dowództwo nad jednostką kapitanowi Anderliniemu i opuszcza oddział, udając się na emigrację. Po długich peregrynacjach trafia do Paryża, gdzie zapisuje się do Wyższej Szkoły Polskiej. Placówka ta, założona przez ks. Adama Czartoryskiego, przygotowywała młodzież polskiego pochodzenia do nauki na wyższych uczelniach francuskich, a oferowany w niej program nauczania, wzbogacony o język polski, historię i literaturę polską, odpowiadał francuskiemu liceum. Z Paryża Zygmunt Napoleon trafia na studia techniczne w Gandawie, po których ukończeniu otrzymuje patent inżyniera przemysłowego.
„Wspomnienia obozowe z r. 1863 i 1864” Zygmunta Napoleona Rzewuskiego dostępne są na stronach biblioteki cyfrowej Uniwersytetu Jana Kochanowskiego
Nie tylko młody powstaniec zapłacił za swój udział w zrywie niepodległościowym tułaczką – kary pieniężne i kontrybucja spadły także na jego bliskich, którzy, nie mogąc podołać im finansowo, zmuszeni byli rozprzedać majątek. Choć Napoleon nie wrócił już do Kozłowa, wrócił do Polski, nie mogąc i nie chcąc żyć na obczyźnie, a pragnąc nadal służyć ojczyźnie tak jak mógł i potrafił – pracując jako inżynier. Poświęcony jego pamięci kamień stoi obecnie przed gminną biblioteką w Kozłowie, w której z kolei znaleźć można książkę poświęconą rodowi Rzewuskich i samym losom Zygmunta Napoleona pt. „Tułacze losy” autorstwa Anny Błachuckiej i Adama Malickiego.
Błachucka, A. i Malicki, A. (2021) Tułacze losy. Miejsko-Gminna Biblioteka Publiczna w Małogoszczu: Małogoszcz
Wszystkie prawa zastrzeżone
adres: Lasochów 39 | kontakt mailowy: