Umie­jęt­ność obrób­ki drew­na, zwłasz­cza w wie­ku XIX, by­ła nie­odzow­na dla każ­de­go wło­ścia­ni­na. Wie­le przedmio­tów co­dzien­ne­go użyt­ku wy­ko­ny­wa­nych by­ło wła­snym sump­tem – po­cząw­szy od so­chy a skoń­czyw­szy na pro­stych stoł­kach czy ła­wach, sta­no­wią­cych wy­po­sa­że­nie chłop­skiej izby. Do­pie­ro tam, gdzie po­trze­ba by­ło bar­dziej wy­ra­fi­no­wa­nych na­rzę­dzi i za­awan­so­wa­ne­go warsz­ta­tu, de­cy­do­wa­no się na za­kup przedmio­tu na tar­gu, jar­mar­ku, u prze­jezd­ne­go kra­ma­rza czy miesz­ka­ją­ce­go we wsi rze­mieśl­ni­ka: bed­na­rza, ko­ło­dzie­ja czy sto­la­rza. „Wszyst­kie te rze­mio­sła – pi­sał Fi­scher – prze­waż­nie za­trud­nia­ją nasz lud przy głów­nych za­ję­ciach rol­ni­czych. W nie­któ­rych wy­pad­kach tyl­ko na­stę­pu­je już zu­peł­nie za­wo­do­we upra­wia­nie tych rze­miosł. Prze­waż­nie jed­nak każ­dy pra­wie go­spo­darz ma naj­waż­niej­sze z wy­żej wy­mie­nio­nych na­rzę­dzi bed­nar­skich, sto­lar­skich, cie­siel­skich i ko­ło­dziej­skich i sam so­bie po­tra­fi nie tyl­ko zbu­do­wać cha­łu­pę, ale i za­opa­trzyć ją w sprzę­ty oraz w naj­waż­niej­sze na­rzę­dzia i na­czy­nia go­spo­dar­skie.”

Wyroby bednarzaWyroby bednarza
Wyroby bednarskie, pierwsza z prawej maselnica
Fi­scher skru­pu­lat­nie wy­mie­nia na­rzę­dzia po­trzeb­ne do upra­wia­nia każ­de­go z wy­żej wy­szcze­gól­nio­nych rze­miosł. I tak bed­narz, trud­nią­cy się wy­ro­bem na­czyń drew­nia­nych, zbi­tych z kle­pek i wzmoc­nio­nych za po­mo­cą obrę­czy (daw­niej z ły­ka, po­tem że­la­znych) jak becz­ki, dzie­że, ka­dzie, ma­sel­ni­ce, wia­dra, ce­brzy­ki i fa­sy, uży­wał „na­stę­pu­ją­cych na­rzę­dzi: ko­by­li­ca, sie­kier­ka, ośnik krzy­wy i pro­sty, pił­ka, he­ble, po­cię­giel, po­bi­jacz, za­ciór (t.j. pił­ka, we­tknię­ta pio­no­wo w trzo­nek do wy­ci­na­nia row­ków), cyr­kiel, warsz­tat i dłut­ka”. Jak pi­sze Oryn­ży­na, ma­te­riał po­trzeb­ny do przy­go­to­wa­nia kle­pek zwo­żo­no zi­mą, kie­dy śnieg uła­twiał trans­port. Zwie­zio­ne drze­wo – zwłasz­cza mięk­kie, jak so­sno­we – wy­ma­ga­ło na­tych­mia­sto­wej obrób­ki. W Pol­sce mię­dzy­wo­jen­nej nad przy­go­to­wa­niem kle­pek pra­co­wa­ła ca­ła ro­dzi­na bed­narza, tnąc, ob­cio­su­jąc, stru­ga­jąc i he­blu­jąc drew­no. Go­to­we klep­ki trze­ba by­ło jesz­cze czas ja­kiś se­zo­no­wać: skła­da­no je za­zwy­czaj na do­brze wen­ty­lo­wa­nym stry­chu, aby po­rząd­nie wy­schły, gdyż „bed­nar­ka z mo­kre­go drze­wa jest li­cha i nie­trwa­ła”. Czas schnię­cia, czę­sto zresz­tą nie­prze­strze­ga­ny, drew­na mięk­kiego wy­no­sił dwa la­ta, twar­de­go – trzy. Do­bór od­po­wied­nie­go ga­tun­ku za­le­żał od prze­zna­cze­nia przedmio­tu – jak po­da­je Zbi­gniew Sku­za drew­no twar­de i sprę­ży­ste, jak dę­bi­na, uży­wa­ne by­ło do pro­duk­cji be­czek, na­to­miast mięk­kie, ta­kie jak so­sna, nada­wa­ło się do wy­twa­rza­nia ma­sel­nic czy wia­der. Do wy­ro­bu na­czyń rze­mieśl­nik przy­stę­po­wał do­pie­ro la­tem i to w wol­nych chwi­lach mię­dzy co­dzien­ny­mi za­ję­cia­mi go­spo­dar­ski­mi i pra­cą na ro­li. Wy­su­szo­ne i wstęp­nie obro­bio­ne klep­ki wy­rów­ny­wa­no za po­mo­cą ośni­ka, na­da­jąc im po­żą­da­ny kształt, za­leż­ny od te­go, czy na­czy­nie mia­ło mieć ścian­ki pro­ste, jak wia­dro, czy wy­pu­kłe, jak becz­ka. Zło­że­nie kle­pek w na­czy­nie wy­ma­ga­ło uży­cia po­moc­ni­czej obrę­czy, zwa­nej staw­ni­kiem, we­wnątrz któ­rej usta­wia­no desz­czuł­ki spi­na­jąc je za po­mo­cą tzw. klu­pek. Do wbi­cia ostat­niej z kle­pek uży­wa­no młot­ka. Pra­cę wień­czy­ło na­ło­że­nie jed­nej lub wię­cej, za­leż­nie od wiel­ko­ści na­czy­nia, obrę­czy po­moc­ni­czych, przy­go­to­wu­ją­cych wy­rób do na­bi­cia obrę­czy wła­ści­wych, wzmac­nia­ją­cych go od ze­wnątrz. Obrę­cze te po­cząt­ko­wo wy­ko­ny­wa­no z drew­na – prze­po­ło­wio­nych ga­łą­zek lesz­czy­no­wych czy świer­ko­wych, a tak­że wierz­bi­ny czy osi­ki, za­stą­pio­nych póź­niej przez że­la­zne ta­śmy. Po osta­tecz­nym wy­gła­dze­niu kle­pek mon­to­wa­no dno, osa­dza­ne w wy­żło­bio­nym we­wnątrz ścian na­czy­nia row­ku, zwa­nym wą­to­rem. W tym ce­lu na­le­ża­ło zdjąć naj­niż­szą obręcz, wbić dno i po­now­nie za­ło­żyć obręcz, któ­ra osta­tecz­nie uszczel­nia­ła wy­rób. Bar­dziej skom­pli­ko­wa­nym za­da­niem by­ło wy­ko­na­nie becz­ki, któ­ra zwę­ża się ku gó­rze i do­ło­wi. Aby wy­giąć w łuk pro­ste klep­ki trze­ba by­ło uczy­nić su­ro­wiec bar­dziej po­dat­nym na kształ­to­wa­nie, cze­mu słu­ży­ło mo­cze­nie becz­ki, a na­stęp­nie roz­grze­wa­nie jej nad pa­le­ni­skiem. Gdy ścian­ki na­czy­nia sta­wa­ły się ela­stycz­ne ścią­ga­no je na spe­cjal­nych ima­dłach – ko­ło­wro­cie i śru­bie. Do­brze zło­żo­na becz­ka, jak pi­sze Zbi­gniew Sku­za, to­czo­na po zie­mi bez obrę­czy nie mo­gła zgu­bić ani jed­nej klep­ki. Nie­jed­no­krot­nie bed­narz trud­nił się tak­że ro­bie­niem ły­żek czy na­czyń dłu­ba­nych w pniu drze­wa, jak róż­ne­go ro­dza­ju niec­ki, ko­ry­ta czy czer­pa­ki. Gdzie in­dziej za­ję­cia te przy­pa­da­ły w udzia­le od­dziel­nym kla­som rze­mieśl­ników – łyż­ka­rzom i niec­ka­rzom

W prze­ci­wień­stwie do bed­narzy dzia­ła­ją­cych w oko­li­cach miast ku­piec­kich, któ­rzy spe­cja­li­zo­wa­li się w wy­ro­bach okre­ślo­ne­go ty­pu (jak becz­ki, fa­ski czy obrę­cze), bed­narze ma­ło­mia­stecz­ko­wi i wiej­scy mie­li w swej ofer­cie ca­ły asor­ty­ment pro­duk­tów przy­dat­nych w pro­wa­dze­niu go­spo­dar­stwa do­mo­we­go. Upa­dek wiej­skie­go bed­nar­stwa da­tu­je się od koń­ca XIX stu­le­cia – czę­ścio­wo z bra­ku zdat­ne­go do obrób­ki su­row­ca, głów­nie jed­nak z po­wo­du ro­sną­cej kon­ku­ren­cji ja­ką dla na­czyń drew­nia­nych sta­no­wi­ły ich że­la­zne, ka­mion­ko­we i szkla­ne od­po­wied­ni­ki.

KołoKoło
Koło drewniane z metalową obręczą
Ko­ło­dziej, jak na­zwa wska­zu­je, zaj­mo­wał się wy­ra­bia­niem piast, dzwon i szprych oraz ich łą­cze­niem w ko­ło, a do uży­wa­nych prze­zeń na­rzę­dzi na­le­ża­ły, jak po­da­je Fi­sher, „warsz­tat, po­dwój­na ko­by­li­ca do na­bi­ja­nia sprych, pił­ka, cyr­kiel, świ­der, wiel­ki okrą­gły świ­der do wier­ce­nia gło­wy ko­ła, dłó­ta­”. We­dług Zbi­gnie­wa Sku­zy po­cząt­ko­wo obo­dę ko­ła, tj. je­go obręcz, wy­ko­ny­wa­no z gię­te­go drą­ga. Obo­dy ta­kie z ko­niecz­no­ści mu­sia­ły mieć nie­wiel­ką śred­ni­cę, bo­wiem po­trzeb­nych na więk­sze ko­ła, od­po­wied­nio dłuż­szych i grub­szych żer­dzi po pro­stu giąć się nie da. Póź­niej za­stą­pio­no po­je­dyn­czy drąg od­dziel­nie gię­ty­mi ka­wał­ka­mi, wresz­cie – wy­ci­na­ny­mi i skła­da­ny­mi w obręcz seg­men­ta­mi zwa­ny­mi dzwo­na­mi. Na jed­no ko­ło, za­leż­nie od wiel­ko­ści, skła­da­ło się od pię­ciu do sied­miu dzwo­nów. Wy­gła­dzo­ne ośni­ka­mi lub he­bla­mi seg­men­ty na­wier­ca­no, przy­go­to­wu­jąc je do póź­niej­sze­go osa­dze­nia w nich szprych, po czym go­to­wa­no, zwięk­sza­jąc w ten spo­sób ich twar­dość i za­po­bie­ga­jąc pę­ka­niu. Mon­taż ko­ła za­czy­nał się od osa­dze­nia w ła­wie ko­łodziejskiej pia­sty, w któ­rej otwo­ry wbi­ja­no wy­ko­na­ne z wy­su­szo­nych szczap drze­wa szpry­chy, na te z ko­lei na­kła­da­no dzwo­na, spa­ja­jąc je ze so­bą za po­mo­cą drew­nia­nych koł­ków, tzw. ty­bli, lub me­ta­lo­wych bla­szek.

Oprócz kół, jak po­da­je Ka­zi­mierz Mo­szyń­ski, ko­łodzieje pa­ra­li się tak­że wy­ko­ny­wa­niem in­nych ele­men­tów po­jaz­dów, a na­wet ca­łych wo­zów i sań, przy czym – jak w każ­dym przy­pad­ku – za­po­trze­bo­wa­nie na dzie­ła ich rąk zmie­nia­ło się za­leż­nie od ko­niunk­tu­ry: w trud­niej­szych cza­sach ko­łodziej nie ty­le sprze­da­wał no­we wy­ro­by, co na­pra­wiał sta­re. Kon­struk­cja ty­po­we­go wo­zu rzad­ko kie­dy by­ła sta­ła, dzię­ki cze­mu ist­nia­ła du­ża do­wol­ność w kształ­to­wa­niu je­go wy­glą­du sto­sow­nie do prze­zna­cze­nia. Przód i tył po­jaz­du łą­czo­no za­zwy­czaj za po­mo­cą drą­ga, zwa­ne­go roz­two­rą, któ­ry umoż­li­wiał skra­ca­nie lub wy­dłu­ża­nie wo­zu za­leż­nie od po­trze­by. Tak­że i nadwo­zie by­ło wy­mien­ne – przy zwóz­ce sia­na za­kła­da­no dra­bi­ny, przy zbiór­ce kar­to­fli – de­ski, a gdy oka­zja by­ła uro­czy­sta – pa­rad­ne pół­kosz­ki. Nad­mie­nić na­le­ży, że nie wszyst­kie czę­ści by­ły wy­twa­rza­na przez ko­łodzieja – np. klep­ko­we gno­jo­wi­ce wy­ra­bia­li bed­na­rze, a wy­pla­ta­ne z ko­rze­nia wa­są­gi – ple­cion­ka­rze. Z ko­lei me­ta­lo­we ele­men­ty – np. oku­cia or­czy­ków czy obrę­cze kół – wy­ko­ny­wa­li ko­wa­le, do któ­rych za­no­szo­no spo­rzą­dzo­ny przez ko­łodzieja przedmiot.

Narzędzia ciesielskieNarzędzia ciesielskie
Narzędzia ciesielskie: ciosło i topór
Rze­mio­sło cie­śli, przy­go­to­wu­ją­ce­go ele­men­ty kon­struk­cyj­ne bu­dyn­ków: więź­by da­cho­wej, zrę­bu, fra­mug drzwi czy okien itd., by­ło na­der istot­ne dla funk­cjo­no­wa­nia wsi i fol­war­ku gdzie więk­szość, je­śli nie wszyst­kie bu­dyn­ki tak miesz­kal­ne jak i go­spo­dar­cze (łącz­nie z sa­mym dwo­rem) wzno­szo­no z drew­na. Lu­do­wym cie­ślom za­wdzię­cza­my więc nie tyl­ko mo­drze­wio­we dwor­ki, bie­lo­ne cha­ty, czy drew­nia­ne ko­ściół­ki i cer­kiew­ki za­peł­nia­ją­ce dziś skan­se­ny, ale tak­że sta­re, przy­droż­ne ka­plicz­ki i krzy­że. Prócz umie­jęt­no­ści po­słu­gi­wa­nia się od­po­wied­ni­mi na­rzę­dzia­mi, wśród któ­rych po­dług Fi­she­ra znaj­do­wa­ły się: „warsz­tat, to­pór, sie­kie­ra, sie­kier­ka, spust, pi­ły, pił­ka, ko­by­li­ca, he­ble, wę­giel­ni­ca­”, maj­ster cie­siel­ski po­siąść mu­siał wszech­stron­ną wie­dzę: był za­ra­zem ar­chi­tek­tem, wzno­szą­cym do­mo­stwa, i in­ży­nie­rem, sta­wia­ją­cym mo­sty i bu­du­ją­cym ma­szy­ne­rię na­pę­dza­ją­cą wia­tra­ki czy mły­ny; rze­mieśl­ni­kiem, bie­głym w obrób­ce drew­na, jak i ar­ty­stą, któ­re­go kunszt zdra­dza­ją mi­ster­ne zdo­bie­nia świą­tyń i ich nie­ty­po­we nie­raz kształ­ty. Kon­struk­tor­skie umie­jęt­no­ści cie­śli nie ogra­ni­cza­ły się za­tem do zna­jo­mo­ści re­guł, po­dług któ­rych sta­wia się bu­dy­nek, ale obej­mo­wa­ły tak­że wie­dzę o ter­micz­nych i sta­tycz­nych wła­sno­ściach drew­na, któ­ra nie­zbęd­na by­ła przy łą­cze­niu ze so­bą ele­men­tów drew­nia­nych me­cha­ni­zmów, gdzie po­szcze­gól­ne czę­ści cha­rak­te­ry­zo­wać mu­siały się od­mien­ną twar­do­ścią czy ela­stycz­no­ścią. O tym, jak wy­so­ce był na wsi ce­nio­ny fach cie­siel­ski, niech świad­czy fakt, że był to je­den z nie­licz­nych rze­mieśl­ni­ków, któ­ry za swe usłu­gi po­bie­rał opła­tę w go­tów­ce, nie zaś – jak zda­rza­ło się to po­wszech­nie przy in­nych ro­bo­tach – w na­tu­rze.

Cie­śla roz­po­czy­nał swą pra­cę od wy­bo­ru su­row­ca na bu­do­wę: by­ła to najczę­ściej so­sna lub jo­dła, rza­dziej świerk czy mo­drzew, je­dy­nie przy kła­dze­niu podwa­lin i le­ga­rów, a tak­że sta­wianiu słu­pów uży­wa­no zwy­kle tr­wal­szej dę­bi­ny. Drze­wo ści­na­no zi­mą, a obrób­ce pod­da­wa­no od wio­sny do la­ta, kie­dy by­ło jesz­cze świe­że. Pnie na­le­ża­ło naj­pierw oko­ro­wać, a na­stęp­nie ocio­sać i po­ciąć na ele­men­ty za po­mo­cą to­po­rów, sie­kier i pił. Po­nie­waż wzdłuż­ne pi­ło­wa­nie dłu­gich ba­li wy­ma­ga­ło od­po­wied­nich na­rzę­dzi i umie­jęt­no­ści szyb­ko, bo wkrót­ce po wy­na­le­zie­niu sa­mej pi­ły w śre­dnio­wie­czu, wy­kształ­ci­ła się odręb­na gru­pa rze­mieśl­ni­ków zwa­nych pi­la­rza­mi lub tra­cza­mi. Pra­ca tra­cza by­ła pra­cą ze­spo­ło­wą – bra­ło w niej udział co naj­mniej dwóch, czę­ściej trzech lu­dzi. Je­den z nich, naj­le­piej wy­kwa­li­fi­ko­wa­ny, sta­wał na nad kło­dą drew­na umiesz­czo­ną na spe­cjal­nym rusz­to­wa­niu, spy­cha­jąc pod­czas pi­ło­wa­nia na­rzę­dzie w dół wzdłuż wy­zna­czo­nej osmo­lo­nym sznu­rem li­nii, dru­gi i trze­ci – pod nią, ścią­ga­jąc ostrze ku so­bie. Jak po­da­je Sku­za tra­czo­wa­nie drew­na po­trzeb­ne­go do bu­do­wy do­mu tr­wa­ło przez dwa ty­go­dnie (za­kła­da­jąc, że ro­bot­ni­cy pra­co­wa­li od świ­tu do no­cy), na sto­do­łę – oko­ło ty­go­dnia. W dru­giej po­ło­wie XIX wie­ku po­ja­wia­ją na pol­skiej wsi tar­ta­ki, w któ­rych moż­na by­ło na­być go­to­wą tar­ci­cę o po­żą­da­nych wy­mia­rach.

Po przy­go­to­wa­niu ma­te­ria­łu bu­dow­la­ne­go, któ­ry na­le­ża­ło jesz­cze po­ciąć na mniej­sze ele­men­ty i za­opa­trzyć w czo­py i fel­ce, przy­stę­po­wa­no – najczę­ściej mię­dzy wio­sen­ny­mi za­sie­wa­mi a sia­no­ko­sa­mi – do wznie­sie­nia za­pla­no­wa­ne­go bu­dyn­ku. Pra­cami kie­ro­wał maj­ster, któ­ry do­bie­rał so­bie do po­mo­cy od dwóch do pię­ciu po­moc­ni­ków. W ro­bo­cie po­ma­ga­ła też ca­ła ro­dzi­na go­spo­da­rza. Wy­cię­te z ba­la dę­bo­we­go, rza­dziej so­sno­we­go podwa­liny, zwa­ne też przy­cie­sia­mi, ukła­da­no pod ką­tem pro­stym na du­żych ka­mie­niach lub wko­pa­nych w zie­mię pa­lach (stem­plach), a w mię­dzywojniu tak­że na podmu­rów­kach. Do osa­dzo­nych już podwa­lin przy­mie­rza­no ko­lej­no wszyst­kie ele­men­ty bu­dyn­ku, nu­me­ru­jąc je i od­kła­da­jąc na bok. Po tej czyn­no­ści przy­stę­po­wa­no do wy­cio­sa­nia w przy­cie­siach otwo­rów wpu­sto­wych, w któ­rych na­stęp­nie osa­dza­no fu­try­ny i ele­men­ty kon­struk­cyj­ne ścian. Ukła­da­nie ścian z ba­li wy­ma­ga­ło każ­do­ra­zo­wo przy­mie­rze­nia bel­ki do ścia­ny, zdję­cia jej, wy­cię­cia wę­głów czy wpu­stów i wresz­cie uło­że­nia jej na prze­wi­dzia­nym dlań miej­scu. Szpa­ry mię­dzy ba­lami za­le­pia­ne by­ły gli­ną lub uszczel­nia­ne mchem, szma­ta­mi bądź pa­ku­ła­mi. Na ostat­nim eta­pie prac wy­ko­ny­wa­no więź­bę da­cho­wą, któ­rą de­ka­rze przy­kry­wa­li na­stęp­nie strze­chą al­bo gon­ta­mi.

Od koń­ca wie­ku XIX aż po la­ta 30. ist­niał – jak pi­sze Oryn­ży­na – „zu­peł­nie zor­ga­ni­zo­wa­ny prze­mysł bu­do­wy do­mów go­to­wych na sprze­daż. (...) Przed woj­ną świa­to­wą na­wet na da­le­kich jar­mar­kach moż­na by­ło spo­tkać obo­zy fur­ma­nek, na­ła­do­wa­nych kro­kwia­mi, ła­ta­mi, dy­la­mi, bel­ka­mi, słup­ka­mi do ogro­dzeń, okrą­gla­ka­mi, de­ska­mi, go­to­wy­mi fu­try­na­mi, ra­ma­mi do okien itp. (...) Do­my go­to­we al­bo roz­wo­żą sa­mi wy­twór­cy na jar­mar­ki al­bo spła­wia­ją rze­ka­mi.” By­ła to, jak po­da­je Sku­za, pro­duk­cja pra­wie se­ryj­na, w któ­rej bra­no pod uwa­gę przy­ję­ty w da­nym re­gio­nie sche­mat kon­struk­cyj­ny i ar­chi­tek­to­nicz­ny. Wy­twa­rza­ne bu­dyn­ki zesta­wiano na pla­cu przed­się­bior­stwa, by klient mógł do­ko­nać mię­dzy ni­mi wy­bo­ru, a na­stęp­nie roz­bie­ra­no, do­star­cza­no i mon­to­wa­no na miej­scu prze­zna­cze­nia. Za­po­trze­bo­wa­nie na pra­cę rąk cie­śli ma­la­ło stop­nio­wo w dwu­dzie­sto­le­ciu mię­dzy­wojen­nym – drew­nia­ne bu­dyn­ki wy­pie­ra­ne by­ły z wiej­skie­go kra­jo­bra­zu przez swe mu­ro­wa­ne od­po­wied­ni­ki ma­ją­ce jed­ną, za to trud­ną do prze­ce­nie­nia za­le­tę: ogniotr­wa­łość.

Narzędzia stolarskieNarzędzia stolarskie
Narzędzia z warsztatu stolarza (eksponaty ze zbioru przekazanego przez Krzysztofa Półtoraka)
Jak po­da­je Zbi­gniew Sku­za sto­lar­stwo jest rze­mio­słem względ­nie mło­dym, któ­re wy­ewo­lu­owa­ło z cie­siel­stwa w śre­dnio­wiecz­nych mia­stach po po­ja­wie­niu się bar­dziej za­awan­so­wa­nych na­rzę­dzi do obrób­ki drew­na, a w ślad za ni­mi – więk­szych wy­ma­gań od­bior­ców co do es­te­tycz­nych wa­lo­rów na­by­wa­nych przedmio­tów. Od te­go cza­su sto­larz, w odróż­nie­niu od cie­śli zaj­mu­ją­ce­go się bu­dow­nic­twem, trud­nił się wy­ro­bem drzwi i okien (tzw. sto­lar­ka bu­dow­la­na), a tak­że przedmio­tów co­dzien­ne­go użyt­ku i me­bli, mó­wiąc krót­ko: wy­twa­rza­niem wy­po­sa­że­nia po­sta­wio­ne­go przez cie­ślę do­mu. Tak by­ło w mia­stach, ale nie wsiach, gdzie aż po wiek XIX ży­ją­ca w opła­ka­nych wa­run­kach lud­ność mo­gła po­zwo­lić so­bie na je­dy­nie naj­prost­sze czy naj­po­trzeb­niej­sze sprzę­ty, któ­re na­dal wy­ko­ny­wał cie­śla lub – wła­snym sump­tem – sam go­spo­darz. Sto­larze za­do­mo­wi­li się na pol­skiej wsi sto­sun­ko­wo póź­no, bo na prze­ło­mie XVIII i XIX wie­ku, kie­dy chło­pi za­czę­li na­by­wać skrzy­nie do prze­cho­wy­wa­nia odzie­ży, naj­więk­szy zaś po­pyt na dzie­ła ich rąk da­tu­je się od po­ło­wy XIX stu­le­cia, gdy w wy­ni­ku uwłasz­cze­nia podnio­sła się sto­pa ży­cio­wa uci­ska­ne­go do tej po­ry pańsz­czy­zną chłop­stwa. Lep­sze wa­run­ki ży­cia roz­bu­dzi­ły we wło­ścia­nach pra­gnie­nie pięk­na – cha­ty za­czę­ły zdo­bić mi­ster­ne okien­ni­ce, nad­okien­ni­ki czy pod­okien­ni­ki, opa­trzo­ne kunsz­tow­ną sny­cer­ką słu­py czy ster­czy­ny, we wnę­trzach cha­łup za­go­ści­ły ku­fry i skrzy­nie, pół­ki na na­czy­nia, rzeź­bio­ne łóż­ka i szla­ba­ny, zaś na prze­ło­mie wie­ków tak­że sto­ły, krze­sła i kre­den­sy.

XIX-wiecz­ny roz­kwit kul­tu­ry lu­do­wej, tak skwa­pli­wie ob­ser­wo­wa­ny i ana­li­zo­wa­ny przez ów­cze­snych et­no­gra­fów, przy­czy­nił się tym sa­mym do te­go, że sto­lar­stwo, wcze­śniej na wsi nie wy­stę­pu­ją­ce, sta­ło się spo­śród tu opi­sy­wa­nych naj­licz­niej re­pre­zen­to­wa­nym rze­mio­słem. Wiej­scy sto­larze z Kie­lec­czy­zny, jak po­da­je Szot-Ra­dzi­szew­ska, wie­dzę po­trzeb­ną do wy­ko­ny­wa­nia swej pra­cy wy­no­si­li z warsz­ta­tu oj­ca lub in­ne­go rze­mieśl­ni­ka. Sto­lar­ką cięż­ko by­ło za­ro­bić na ży­cie, to­też każ­dy z ta­kich do­mo­ro­słych rze­mieśl­ni­ków był przede wszyst­kim rol­ni­kiem, a w wol­nym tyl­ko cza­sie maj­strem. Czę­sto łą­czo­no po­krew­ne pro­fe­sje, co po­zwa­la­ło na lep­szy za­ro­bek: cie­śla sta­wał się za­ra­zem wiej­skim sto­larzem, jak i lo­kal­nym „pro­du­cen­tem” za­ba­wek czy ko­ło­wrot­ków, a swo­je wy­ro­by roz­pro­wa­dzał nie tyl­ko wśród są­sia­dów, ale tak­że po tar­gach i jar­mar­kach. Wie­lu sto­larzy by­ło więc wszech­stron­ny­mi rze­mieśl­ni­kami, któ­rzy prócz wy­ro­bu do­mo­wych sprzę­tów pa­ra­li się tak­że ko­ło­dziej­stwem, bed­nar­stwem, gon­tar­stwem czy szkut­nic­twem, zwłasz­cza gdy na sa­me me­ble po­pyt był aku­rat nie­wiel­ki. Wy­ko­ny­wa­ne przez nich sprzę­ty wiej­skie by­ły za­zwy­czaj pro­ste i skrom­ne, wi­dać to zwłasz­cza w przy­pad­ku wy­po­sa­że­nia naj­uboż­szych cha­łup, na któ­re skła­da­ły się szla­ba­ny i łóż­ka do spa­nia, ła­wy do sie­dze­nia i spo­ży­wa­nia po­sił­ków, stoł­ki i zy­dle. W za­moż­niej­szych go­spo­dar­stwach me­bli by­ło wię­cej, wy­róż­nia­ły się też one bar­dziej de­ko­ra­cyj­ną for­mą – ma­lo­wa­no je lub zdo­bio­no sny­cer­ką.

Zda­rza­ło się też, że wiej­scy sto­larze pra­co­wa­li na rzecz dwo­ru. Wpraw­dzie bo­ga­ci zie­mia­nie mo­gli so­bie po­zwo­lić na spro­wa­dza­nie wy­po­sa­że­nia wnętrz z za­gra­ni­cy, w więk­szo­ści jed­nak wy­pad­ków za­do­wa­la­no się tań­szy­mi, choć­by z uwa­gi na koszt trans­por­tu, wy­ro­ba­mi ro­dzi­my­mi, któ­re – wy­ko­ny­wa­ne we­dług cu­dzo­ziem­skich wzor­ni­ków – czę­sto w nie­wiel­kim tyl­ko stop­niu ustę­po­wa­ły ory­gi­na­łom. Ro­bio­no je z miej­sco­wych ga­tun­ków drze­wa, a na­stęp­nie wy­kań­cza­no – we­dle uzna­nia – mniej lub bar­dziej eg­zo­tycz­ny­mi for­ni­ra­mi: pa­li­san­drem, ma­ho­niem, orze­chem kau­ka­skim. Pra­ce te zle­ca­no tak­że lo­kal­nym sto­larzom, je­śli mo­gli się oni wy­ka­zać od­po­wied­nim kunsz­tem. Nie na­le­ża­ły też do rzad­ko­ści sy­tu­acje, gdy wiej­ski rze­mieśl­nik do­sztu­ko­wy­wał do za­ku­pio­ne­go za­gra­ni­cą gar­ni­tu­ru me­bli bra­ku­ją­cy ele­ment wy­po­sa­że­nia. Tyl­ko me­ble po­li­tu­ro­wa­ne, któ­rych wy­ko­na­nie wy­ma­ga­ło po­sia­da­nia szcze­gól­nie wy­ra­fi­no­wa­nych umie­jęt­no­ści, po­cho­dzi­ły je­dy­nie z miej­skich, spe­cja­li­stycz­nych warsz­ta­tów, za­trud­nia­ją­cych po kil­ka-kil­kanaście osób.

Obróbka drewnaObróbka drewna
Część ekspozycji prezentująca narzędzia rzemieślników zajmujących się obróbką drewna: kołodziei, bednarzy, stolarzy, cieśli

Warsz­tat wiej­skie­go sto­la­rza był uboż­szy i zde­cy­do­wa­nie skrom­niej­szy od miej­skie­go od­po­wied­ni­ka, co nie zna­czy mniej kon­ku­ren­cyj­ny. Elż­bie­ta Szot-Ra­dzi­szew­ska cy­tu­je w swo­jej pra­cy wy­po­wiedź jed­ne­go z maj­strów: „Przed woj­ną sto­la­rzom z mia­sta by­ło cięż­ko, bo na każ­dej wsi sie­dział sa­mo­uk co za wo­rek kar­to­fli zbił chło­pu stół al­bo ła­wę”. Do zbi­cia sto­łu al­bo ła­wy (czy in­nych, pro­stych sprzę­tów) wy­star­czał naj­bar­dziej pod­sta­wo­wy ze­staw na­rzę­dzi, na któ­ry skła­da­ły się: ko­by­li­ca, pi­ła ra­mo­wa, sie­kie­ra i ośnik. Wiej­ski sto­larz dys­po­no­wał też z re­gu­ły sto­łem sto­lar­skim, drew­nia­nym i że­la­znym młot­kiem, świ­drem kor­bo­wym, kom­ple­tem stru­gów słu­żą­cych do wy­rów­ny­wa­nia po­wierzch­ni i wy­ko­ny­wa­nia roz­ma­itych row­ków, wrę­bów czy wpu­stów, wresz­cie ze­stawem dłut, pił i no­ży. Uzu­peł­nie­niem by­ły stru­gi pro­fi­lo­we i in­ne na­rzę­dzia spe­cja­li­stycz­ne, słu­żą­ce do wy­ko­ny­wa­nia ele­men­tów zdob­ni­czych. Więk­szość me­bli wy­twa­rza­no z drew­na so­sno­we­go, rza­dziej wy­ko­rzy­sty­wa­no tak­że je­sion, ja­wor czy buk, dąb zaś prze­zna­cza­no na wy­ro­by dro­gie. Go­to­we ele­men­ty łą­czo­no za po­mo­cą ty­bli, gwo­ździ lub kle­ju, któ­ry z ko­lei uzy­ski­wa­no go­tu­jąc przez kil­ka go­dzin ko­ści z nóg by­dlę­cych, skraw­ki skór i od­pa­dy mię­sne, a uzy­ska­ną w ten spo­sób mie­sza­ni­nę ce­dzo­no i od­pa­ro­wy­wa­no. In­nym, po­da­wa­nym przez Szot-Ra­dzi­szew­ską spo­so­bem spo­rzą­dza­nia kle­ju by­ło ucie­ra­nie przez dwie go­dziny w gli­nia­nym garn­ku twa­ro­gu z ga­szo­nym wap­nem. Od XX w. sto­larz mógł tak­że na­być klej pro­duk­cji fa­brycz­nej. Go­to­we wy­ro­by rze­mieśl­ni­cy ma­lo­wa­li, uży­wa­jąc farb w prosz­ku ku­po­wa­nych na wa­gę. Na­no­sze­nie ozdob­nych mo­ty­wów od­by­wa­ło się – za­leż­nie od ośrod­ka – ręcz­nie, za po­mo­cą stem­pel­ków lub przy uży­ciu sza­blo­nów wy­cię­tych w gru­bej tek­tu­rze.

Choć z dzi­siej­szej per­spek­ty­wy wy­twór­czość lu­do­wa wy­da­je się na prze­strze­ni cza­su nie­zmien­na, wra­że­nie to nie od­po­wia­da cał­kiem praw­dzie. Mo­da na okre­ślo­ny spo­sób zdo­bie­nia me­bli obec­na by­ła tak­że na wsi. Przy­kła­do­wo ele­men­ty to­czo­ne, któ­re wiej­scy sto­larze wy­ko­ny­wa­li sa­mi lub na­by­wa­li go­to­we u han­dla­rzy, za­go­ści­ły w cha­tach na po­cząt­ku XX w., ale już w la­tach 30. prze­sta­ły cie­szyć się za­in­te­re­so­wa­niem na­byw­ców. W tym też okre­sie chęt­nie na­by­wa­no me­ble ma­ze­ro­wa­ne. Tech­ni­ka ma­ze­ro­wa­nia po­le­ga­ła na ta­kim ma­lo­wa­niu po­śled­niej­sze­go ga­tun­ku drew­na, by przy­po­mi­na­ło ono wy­glą­dem sło­je szla­chet­niej­szych drzew. Z ko­lei ma­lo­wa­ne w kwia­ty skrzy­nie, któ­re ko­ja­rzą się nam z wiej­ską cha­łu­pą, wy­szły z mo­dy ok. 1890 r., kie­dy po­pu­lar­ność za­czę­ły zy­ski­wać me­ble jed­no­barw­ne, po­cią­gnię­te far­bą po­ko­sto­wą w róż­nych od­cie­niach brą­zu, rza­dziej ciem­nej zie­le­ni czy bor­do­wym. Wte­dy też skrzy­nie za­czę­ły być po­wo­li wy­pie­ra­ne przez ku­fry, z któ­rymi w ry­wa­li­za­cję, zwłasz­cza w do­mach za­moż­nych go­spo­da­rzy, wcho­dzi­ły po­wo­li sza­fy. For­nir i po­li­tu­ra na­to­miast po­ja­wi­ły się w wiej­skich do­mo­stwach póź­no, bo do­pie­ro w la­tach 30. Opi­sy­wa­ne wy­żej pra­wi­dło­wo­ści trak­to­wać na­le­ży ja­ko ogól­ne ten­den­cje: po­mię­dzy po­szcze­gól­ny­mi re­gio­na­mi, a na­wet wsia­mi ist­nia­ły pod tym wzglę­dem du­że róż­ni­ce. Przy­kła­do­wo we wsi Rącz­ki (po­wiat włosz­czow­ski) jesz­cze 1956 r. wię­cej by­ło ku­frów niż szaf na ubra­nia, a ma­ło­go­scy sto­larze aż do II woj­ny świa­to­wej sprze­da­wa­li skrzy­nie ma­lo­wa­ne w kwia­ty.

Bibliografia:

Czer­wiń­ski, T. (2012) Bu­dow­nic­two lu­do­we w Pol­sce. War­sza­wa: Sport i Tu­ry­sty­ka – MUZA SA

Fi­scher, A. (1926) Lud pol­ski. Po­dręcz­nik et­no­gra­fji Pol­ski. Lwów, War­sza­wa, Kra­ków: Za­kład Na­ro­do­wy im. Os­so­liń­skich

Heu­rich, J. (1877) Prze­wod­nik dla cie­śli, obej­mu­ją­cy ca­ły za­kres cie­siel­stwa. War­sza­wa: Ge­be­th­ner i Wolff

Ko­wec­ka, E. (2008) W sa­lo­nie i w kuch­ni. Opo­wieść o kul­tu­rze ma­te­rial­nej pa­ła­ców i dwo­rów pol­skich w XIX w. Po­znań: Zysk i S-ka

Mo­szyń­ski, K. (1929) Kul­tu­ra lu­do­wa Sło­wian. Część I: Kul­tu­ra ma­te­rial­na. Z 21 map­ka­mi oraz ry­ci­na­mi 1138 przedmio­tów. Kra­ków: Pol­ska Aka­de­mia Umie­jęt­no­ści

Oryn­ży­na, J. (1938) Prze­mysł lu­do­wy w Pol­sce. War­sza­wa: Na­kła­dem ty­go­dni­ka „Pol­ska go­spo­dar­cza”

Sku­za, Z. (2012) Gi­ną­ce za­wo­dy w Pol­sce. War­sza­wa: Sport i Tu­ry­sty­ka – MUZA SA

Szot-Ra­dzi­szew­ska, E. (2007) Me­ble, któ­re ma­ją du­szę. Me­blar­stwo lu­do­we na Kie­lec­czyź­nie. Kiel­ce: Mu­zeum Wsi Kie­lec­kiej

Tra­czyń­ski, E. (1986) Wy­po­sa­że­nie bu­dyn­ków miesz­kal­nych i go­spo­dar­czych w re­gio­nie świę­to­krzy-skim w 2 po­ło­wie XIX i w XX wie­ku. Kiel­ce: Mu­zeum Wsi Kie­lec­kiej w Kiel­cach

Żen­kie­wicz, J. (2008) Dwór pol­ski i je­go oto­cze­nie. Kre­sy Pół­noc­no-Wschod­nie. To­ruń: wyd. Adam Mar­sza­łek

Projekt, wykonanie, teksty i zdjęcia © Anna Stypuła
Wszystkie prawa zastrzeżone
adres: Lasochów 39 | kontakt mailowy: