Mi­tem jest, ja­ko­by zie­mia­nie pro­wa­dzi­li ży­cie próż­nia­cze. Za­rów­no pan, jak i pa­ni do­mu mie­li swo­je za­da­nia, któ­rych wy­ko­ny­wa­nie po­chła­nia­ło lwią część ich cza­su i wią­za­ło się z du­żą od­po­wie­dzial­no­ścią. Na męż­czyź­nie spo­czy­wa­ła ko­niecz­ność za­rzą­dza­nia ma­jąt­kiem, przy czym za­kres je­go obo­wiąz­ków róż­nił się za­leż­nie od wiel­ko­ści dóbr, nad któ­ry­mi spra­wo­wał pie­czę. Przed uwłasz­cze­niem chło­pów (i – gwo­li praw­dy – dłu­go po nim) re­gu­łą by­ło, że wła­ści­ciel kil­ku ma­jąt­ków po­zo­sta­wiał so­bie do za­rzą­du je­den, w któ­rym ak­tu­al­nie miesz­kał, po­zo­sta­łe zaś od­da­wał w dzier­ża­wę. Znie­sie­nie pańsz­czy­zny, prze­kształ­ca­jąc do­bra feu­dal­ne w bez ma­ła ka­pi­ta­li­stycz­ne przed­się­bior­stwa, cał­ko­wi­cie zmie­ni­ło spo­sób go­spo­da­ro­wa­nia, nie tyl­ko po­zba­wia­jąc fol­wark dar­mo­wej si­ły ro­bo­czej, ale do­dat­ko­wo wy­mu­sza­jąc zwięk­sze­nie li­czeb­no­ści in­wen­ta­rza (zwłasz­cza zaś ko­ni i wo­łów wy­ko­rzy­sty­wa­nych w ro­bo­tach po­lo­wych, do tej po­ry bo­wiem chło­pi obra­bia­li pań­skie grun­ty wła­snym sprzę­ża­jem) czy in­we­sty­cje w za­kup no­wo­cze­snych na­rzę­dzi rol­ni­czych i mo­der­ni­za­cję bu­dyn­ków. Zdo­by­cie środ­ków na ten cel wy­ma­ga­ło za­cią­gnię­cia ogrom­nych nie­raz po­ży­czek zwy­kle pod hi­po­te­kę ma­jąt­ku, któ­rych nie­moż­ność spła­ty ozna­cza­ła dla zie­mia­ni­na prze­pa­dek dóbr na­le­żą­cych czę­sto do ro­dzi­ny od po­ko­leń, a w dal­szej ko­lej­no­ści ko­niecz­ność zmia­ny miej­sca za­miesz­ka­nia ze wsi na mia­sto, w osta­tecz­no­ści zaś po­szu­ki­wa­nie schro­nie­nia w cha­rak­te­rze re­zy­den­ta u bar­dziej przed­się­bior­czych krew­nych. Adap­ta­cję do zmie­nia­ją­cych się wa­run­ków utrud­nia­ły sta­re na­wy­ki i ana­ch­ro­nicz­ne w no­wej rze­czy­wi­sto­ści za­pa­try­wa­nia nie tyl­ko sa­mych wła­ści­cieli, ale i pod­le­głych im za­rząd­ców i eko­no­mów, któ­rym z tru­dem przy­cho­dzi­ło po­rzu­cić daw­ny spo­sób go­spo­da­ro­wa­nia. W prze­świad­cze­niu o prze­wa­dze tra­dy­cyj­nych me­tod upra­wy ro­ślin czy ho­dow­li zwie­rząt utwier­dza­ły ich nie­uda­ne eks­pe­ry­men­ty idą­cych z du­chem cza­su są­sia­dów, któ­rzy wpro­wa­dza­jąc in­no­wa­cje opie­ra­li się na je­dy­nie na wie­dzy pod­ręcz­ni­ko­wej, nie­do­sto­so­wa­nej do spe­cy­fi­ki kon­kret­nych wa­run­ków śro­do­wi­sko­wych czy ko­mu­ni­ka­cyj­nych. Z ko­lei świa­do­mi do­nio­sło­ści do­ko­nu­ją­cych się prze­obra­żeń oby­wa­te­le ziem­scy po­sy­ła­li swych sy­nów na uczel­nie rol­ni­cze, w na­dziei, że re­no­mo­wa­ne stu­dia i póź­niej­sza prak­ty­ka w naj­le­piej za­rzą­dza­nych do­brach za­pew­ni ich dzie­ciom w przy­szło­ści sta­bi­li­za­cję i do­bro­byt, a sa­me­mu go­spo­dar­stwu – dal­szy roz­kwit. Co­raz czę­ściej do­cho­dzo­no do prze­ko­na­nia, że od­da­wa­nie ma­jąt­ku w dzier­ża­wę przy­no­si je­dy­nie szko­dy, bo­wiem wie­lu dzier­żaw­ców eks­plo­ato­wa­ło po­wie­rzo­ne im mie­nie w spo­sób ra­bun­ko­wy, czę­sto za­le­ga­jąc z opła­ta­mi, nie do­trzy­mu­jąc wa­run­ków kon­trak­tu, a na­wet do­pro­wa­dza­jąc fol­warcz­ne bu­dyn­ki do ru­iny. W ta­kich oko­licz­no­ściach, jak pi­sze Wi­told Mo­lik, przed­sta­wi­cie­le to­wa­rzystw rol­ni­czych i cza­so­pi­sma fa­cho­we za­le­ca­ły wy­dzier­ża­wia­nie fol­warków od ra­zu na kil­ka­na­ście lat, tak, by dzier­żaw­cy opła­ca­ło się pla­no­wać dłu­gofalowe in­we­sty­cje, i to je­dy­nie w du­żych do­brach, nad któ­ry­mi sam wła­ści­ciel nie był w sta­nie spra­wo­wać kon­tro­li, al­bo ta­kich, gdzie oby­wa­tel ziem­ski nie znaj­do­wał w so­bie rol­ni­czej pa­sji, przed­kła­da­jąc nad hi­po­te­tycz­ne zy­ski, wy­ma­ga­ją­ce ogrom­ne­go na­kła­du pra­cy i nie­ma­łej wie­dzy, mniej­szy do­chód z dzier­ża­wy.

Administrator przy pracyAdministrator przy pracy
Ostatni administrator majatku Lasochów przy pracy
(fot. z albumu rodzinnego Tadeusza Kowańskiego)

W dwu­dzie­sto­le­ciu mię­dzy­wo­jen­nym, kie­dy zmia­ny spo­łecz­no-eko­no­micz­ne do­pro­wa­dzi­ły do osta­tecz­ne­go prze­kształ­ce­nia dóbr ziem­skich w rzą­dzą­ce się ka­pi­ta­li­stycz­ny­mi re­gu­ła­mi przed­się­bior­stwa, po­zy­cja wła­ści­cie­la ma­jąt­ku ule­gła dal­szym prze­obra­że­niom. W przy­pad­ku śred­nie­go go­spo­dar­stwa nie by­ły one tak wi­docz­ne: zie­mia­nin na­dal sam zaj­mo­wał się wszyst­ki­mi for­mal­no­ścia­mi i oso­bi­ście nad­zo­ro­wał po­stęp prac w po­lu oraz bu­dyn­kach go­spo­dar­czych, ma­jąc do po­mo­cy rząd­cę i służ­bę fol­warcz­ną. Z ko­lei do­bra li­czą­ce so­bie nie kil­ka­set, lecz kil­ka ty­się­cy hek­ta­rów wy­ma­ga­ły już wpro­wa­dze­nia zhie­rar­chi­zo­wa­nej ad­mi­ni­stra­cji, kie­row­nic­two zaś czę­sto po­wie­rza­no spraw­dzo­ne­mu i so­wi­cie wy­na­gra­dza­ne­mu za­rząd­cy. W każ­dym wy­pad­ku do wła­ści­cie­la zie­mi na­le­ża­ła osta­tecz­na de­cy­zja o kie­run­ku pla­no­wa­nych in­we­sty­cji, wy­ma­ga­ją­ca uwzględ­nie­nia sze­re­gu czyn­ni­ków od­po­wie­dzial­nych za suk­ces lub nie­po­wo­dze­nie przed­się­wzię­cia, od któ­re­go, jak pa­mię­ta­my, za­le­żał los ma­jąt­ku i je­go wła­ści­cie­li. Przy­kła­do­wo, jak po­da­je Wi­told Mo­lik, przy ukła­da­niu pło­do­zmia­nu na­le­ża­ło wziąć pod uwa­gę uwa­run­ko­wa­nia rol­ni­cze (jak wa­run­ki kli­ma­tycz­ne czy ro­dzaj gle­by, w tym tak­że sto­pień jej za­chwasz­cze­nia, za­wil­go­ce­nia i za­nie­czysz­cze­nia ka­mie­nia­mi) i eko­no­micz­ne (prze­wi­dy­wa­ny po­pyt na okre­ślo­ne zie­miopłody i wa­run­ki ich zby­tu np. od­le­gło­ści dzie­lą­ce ma­ją­tek od miast, stan wio­dą­cych doń dróg, koszt spro­wa­dze­nia na­sion do­bre­go ga­tun­ku, ak­tu­al­ną ce­nę na­wo­zów sztucz­nych itp.). Okre­śle­nie prze­zna­cze­nia grun­tów pod upra­wę po­szcze­gól­nych ga­tun­ków ro­ślin po­cią­ga­ło za so­bą z ko­lei przy­go­to­wa­nie pla­nu prac na każ­dą po­rę ro­ku, a w je­go ra­mach wy­zna­cze­nie po­rząd­ku ro­bót dzien­nych. Nie ina­czej by­ło w przy­pad­ku pla­no­wa­nia ho­dow­li zwie­rząt (np. by­dła ra­so­we­go, owiec czy trzo­dy chlew­nej) al­bo in­we­sty­cji prze­my­sło­wych jak bu­do­wa go­rzel­ni, tar­ta­ku bądź mle­czar­ni, trze­ba bo­wiem pa­mię­tać, że więk­szość ma­jąt­ków pro­wa­dzi­ła zróż­ni­co­wa­ną dzia­łal­ność go­spo­dar­czą, gdzie bar­dziej in­trat­ne ga­łę­zie go­spo­dar­ki po­zwa­la­ły utrzy­mać się na po­wierzch­ni w chwi­li, gdy za­wo­dzi­ły – na sku­tek złej ko­niunk­tu­ry, za­ra­zy czy nieuro­dzaju – in­ne.

Go­spo­dar­ny zie­mia­nin miał w zwy­cza­ju wsta­wać wcze­śnie ra­no – ok. go­dzi­ny pią­tej lub szó­stej, by jesz­cze przed śnia­da­niem, przy­pa­da­ją­cym mię­dzy ósmą a dzie­wią­tą, obejść bu­dyn­ki go­spo­dar­cze i po­dwó­rze, roz­dzie­lić za­da­nia, wresz­cie – li­nij­ką lub brycz­ką, rza­dziej kon­no – ob­je­chać po­la, usta­la­jąc z nad­zor­ca­mi prze­bieg prac po­lo­wych i kon­tro­lu­jąc do­tych­cza­so­we po­stępy ro­bót oraz stan ma­szyn. Po śnia­da­niu go­spo­darz uda­wał się do kan­ce­la­rii, gdzie oma­wiał z ofi­cja­li­sta­mi za­koń­czo­ne pra­ce go­spo­dar­skie (w tym do­strze­żo­ne w ich prze­biegu nie­pra­wi­dło­wo­ści czy na­su­wa­ją­ce się wnio­ski) i wy­da­wał dys­po­zy­cje na dzień na­stęp­ny; przyj­mo­wał in­te­re­san­tów, w tym ro­bot­ni­ków fol­warcz­nych zgła­sza­ją­cych się doń w spra­wach oso­bi­stych i chło­pów, pro­szą­cych o ra­dę bądź po­moc; pro­wa­dził do­ku­men­ta­cję pro­duk­cji rol­nej i ho­dow­la­nej; do­glą­dał pro­wa­dze­nia ksiąg do­cho­du i roz­cho­du (choć jesz­cze w okre­sie mię­dzy­wo­jen­nym zda­rza­li się oby­wa­te­le ziem­scy kom­plet­nie nie zna­ją­cy się na księ­go­wo­ści); kon­tro­lo­wał i za­twier­dzał ra­chun­ki; skła­dał li­stow­ne za­mó­wie­nia na na­wo­zy sztucz­ne, na­siona, wę­giel czy czę­ści do ma­szyn; wresz­cie pro­wa­dził ko­re­spon­den­cję – tak służ­bo­wą jak i oso­bi­stą. Tyl­ko w okre­sie za­awan­so­wa­nych prac po­lo­wych – żniw czy wy­kop­ków – dzie­dzic tak­że i po śnia­da­niu ru­szał w po­le. Go­spo­dar­skie for­mal­no­ści zaj­mo­wały pa­nu do­mu resz­tę dnia, aż do wie­czo­ra, któ­ry za­re­zer­wo­wa­ny był dla do­mo­wych roz­ry­wek, choć w przy­pad­ku szcze­gól­nie ak­tyw­nych wła­ści­cie­li ziem­skich, dzie­lą­cych czas mię­dzy za­rzą­dza­nie ma­jąt­kiem i dzia­łal­ność pu­blicz­ną, nie­rzad­ko prze­cią­ga­ły się aż do póź­nych go­dzin noc­nych. Oczy­wi­ście za­pre­zen­to­wa­ny po­wy­żej roz­kład dnia jest je­dy­nie przy­kła­dem, nie po­wszech­nie obo­wią­zu­ją­cą re­gu­łą: w niektó­rych do­mach dzie­dzic przed śnia­da­niem je­dy­nie do­glą­dał prac na po­dwó­rzu go­spo­dar­skim, a w po­le wy­jeż­dżał do­pie­ro po po­sił­ku. By­li ta­cy, któ­rzy ob­jeż­dża­li wło­ści trzy­krot­nie w cią­gu dnia, i in­ni, któ­rzy mo­gąc po­legać na spraw­dzo­nych pra­cow­ni­kach fol­warcz­nej ad­mi­ni­stra­cji, w mniej­szym stop­niu an­ga­żo­wa­li się w spra­wy go­spo­dar­skie, po­świę­ca­jąc czas na in­ne za­ję­cia, jak choć­by ulu­bio­na lek­tu­ra czy na­uka sy­nów, ale tak­że dzia­łal­ność spo­łecz­ni­kow­ska bądź po­li­tycz­na. Nie moż­na bo­wiem za­po­mi­nać, że śro­do­wi­sko zie­miańskie – z ra­cji wy­kształ­ce­nia i po­zy­cji spo­łecz­nej – by­ło na­tu­ral­nym re­zer­wu­arem lo­kal­nych li­de­rów. To wła­śnie z ini­cja­ty­wy oby­wa­te­li ziem­skich tak w XIX jak i w XX w. po­wsta­wa­ły wiej­skie szko­ły, do­my lu­do­we czy miej­sco­we od­dzia­ły stra­ży po­żar­nej. Przed­sta­wi­cie­le zie­miaństwa za­kła­da­li też kół­ka i to­wa­rzy­stwa rol­ni­cze, po­wo­ły­wa­li do ży­cia ka­sy za­po­mo­go­wo-po­życz­ko­we, wresz­cie dzia­ła­li ja­ko człon­ko­wie sa­mo­rzą­dów lo­kal­nych, rad nad­zor­czych i za­rzą­dów róż­ne­go ro­dzaju gmin­nych i po­wia­to­wych, a by­wa­ło że i wo­je­wódz­kich in­sty­tu­cji czy spół­dziel­ni.

CzytającaCzytająca
Kobieta czytająca książkę, 1914 r. (fot. z albumu rodzinnego Świackich z Bielicy, polona.pl)
Ro­la ko­bie­ty by­ła nie­mniej waż­na, w nie­któ­rych zaś przy­pad­kach wręcz klu­czo­wa, wte­dy mia­no­wi­cie, gdy męż­czy­zna, peł­niąc nie­raz róż­no­ra­kie funk­cje spo­łecz­ne i bę­dąc w cią­głych roz­jaz­dach, z rzad­ka tyl­ko za­glą­dał do ro­dzin­ne­go do­mu. Rzecz ja­sna, tak jak w przy­pad­ku zie­mian zda­rza­li się obok go­spo­dar­nych przed­się­bior­ców lu­dzie nie­od­po­wie­dzial­ni, le­ni­wi lub roz­rzut­ni, tak i wśród zie­mianek moż­na by­ło spo­tkać skrzęt­ne go­spo­dy­nie oszczę­dza­ją­ce każ­dy grosz, jak i nie­chęt­ne do­mo­wym za­ję­ciom da­my, tę­sk­nią­ce na wiej­skim od­lu­dziu za tęt­nią­cym w mia­stach ży­ciem to­wa­rzy­skim i szu­ka­ją­ce po­cie­chy w mod­nych ro­man­sach. We­dług Wi­tol­da Mo­li­ka tych dru­gich jesz­cze w pierw­szej po­ło­wie XIX w. by­ło zde­cy­do­wa­nie wię­cej, cze­mu zresz­tą sprzy­jał ów­cze­sny mo­del wy­cho­wa­nia dziew­cząt, kła­dą­cy na­cisk na sa­lo­no­we ma­nie­ry i umie­jęt­ność swo­bod­nej kon­wer­sa­cji w ję­zy­ku fran­cu­skim, a nie na umie­jęt­no­ści przy­kład­nej pa­ni do­mu. Na prze­strze­ni lat i pod pre­sją zmie­nia­ją­cych się wa­run­ków spo­łecz­no-eko­no­micz­nych za­an­ga­żo­wa­nych w go­spo­dar­cze za­ję­cia zie­mianek stop­nio­wo przy­by­wa­ło. Do po­win­no­ści su­mien­nej go­spo­dy­ni na­le­ża­ło: wy­cho­wa­nie, a w nie­któ­rych przy­pad­kach tak­że na­ucza­nie dzie­ci; nad­zo­ro­wa­nie i kie­ro­wa­nie pra­cą służ­by do­mo­wej; do­glą­da­nie prac ku­chen­nych (w któ­rych pa­ni do­mu z rzad­ka je­dy­nie bra­ła udział, acz­kol­wiek jej obec­ność, zwłasz­cza w mniej za­moż­nych ma­jąt­kach, by­ła nie­odzow­na gdy cho­dzi­ło o usta­la­nie co­dzien­ne­go me­nu, wy­da­wa­nie pro­duk­tów ko­niecz­nych do przy­go­to­wa­nia po­sił­ków z za­my­ka­nej na klucz spi­żar­ni, o któ­rej za­sob­ność tak­że zie­mianka dbać mu­sia­ła, da­lej: pla­no­wa­nie za­ku­pów ar­ty­ku­łów spo­żyw­czych i prze­my­sło­wych w mie­ście, pro­wa­dze­nie ra­chun­ków, wresz­cie or­ga­ni­za­cję przy­jęć czy świąt); ba­cze­nie na mle­czar­nię, pa­sie­ki i kur­ni­ki (ho­dow­la dro­biu w XIX w. po­wo­li za­czy­na­ła na­bie­rać zna­cze­nia ja­ko źró­dło do­dat­ko­we­go do­cho­du i nie­rzad­kie by­ły przy­pad­ki zie­mianek, któ­re spe­cja­li­zo­wa­ły się w tej dzie­dzi­nie, a na­wet wpro­wa­dza­ły in­no­wa­cje w ro­dza­ju in­ku­ba­to­rów ogrze­wa­nych lam­pa­mi naf­to­wy­mi); wresz­cie spra­wo­wa­nie pie­czy nad prze­bie­giem prac w wa­rzyw­nia­ku czy ogro­dzie spa­ce­ro­wym, któ­ry co am­bit­niej­sze da­my, zwłasz­cza zaś te po­zba­wio­ne fa­cho­wej po­mo­cy, urzą­dza­ły sa­mo­dziel­nie, po­sił­ku­jąc się je­dy­nie ra­da­mi za­czerp­nię­ty­mi ze spe­cja­li­stycz­nych cza­so­pism czy pod­ręcz­ni­ków po­świę­co­nych sztu­ce ogro­do­wej. Do­brze wi­dzia­ne by­ło, by dzie­dzicz­ka roz­ta­cza­ła opie­kę nad ro­dzi­na­mi fol­warcz­nych ro­bot­ni­ków, nio­sła po­moc w cho­ro­bie oko­licz­nym chło­pom czy na­ucza­ła wło­ściań­skie dzie­ci. Waż­ną sfe­rą obo­wiąz­ków do­mo­wych by­ło tak­że udzie­la­nie się w pra­cach spo­łecz­nych oraz utrzy­my­wa­nie sto­sun­ków to­wa­rzy­skich (jak pro­wa­dze­nie ob­szer­nej ko­re­spon­den­cji, urzą­dza­nie przy­jęć i ro­dzin­nych uro­czy­sto­ści, wresz­cie – dba­nie o kom­fort go­ści, któ­rymi dwór wy­peł­niał się przy oka­zji świąt czy wa­ka­cji). Po­da­wa­ny przez Mie­czy­sła­wa Mar­kow­skie­go w ślad za „Zie­mian­ką Pol­ską” z prze­ło­mu lat 20. i 30. XX w. roz­kład za­jęć pa­ni do­mu wy­glą­dał na­stę­pu­ją­co:

  • 7 - 8 po­bud­ka (przy czym za­le­ca­no by od cza­su do cza­su, ce­lem skon­tro­lo­wa­nia służ­by, wsta­wać wcze­śniej, już o 4-5 ra­no); ogól­na lu­stra­cja dwo­ru, prze­bie­gu prac po­rząd­ko­wych w do­mu i ogro­dzie, wy­da­nie pro­duk­tów po­trzeb­nych do przy­go­to­wa­nia śnia­da­nia i obia­du
  • 8:30 śnia­da­nie
  • 9-12 pra­ca w ogro­dzie i do­glą­da­nie prac w go­spo­dar­stwie
  • 12-13 obiad, na któ­ry pa­ni do­mu scho­dzi­ła w zmie­nio­nym stro­ju
  • 13-14 czas po­świę­co­ny na lek­tu­rę pra­sy, ro­bót­ki ręcz­ne, oma­wia­nie waż­nych kwe­stii
  • 14-16 pra­ce spo­łecz­ni­kow­skie, pro­wa­dze­nie ko­re­spon­den­cji i ra­chun­ków, lu­stra­cja go­spo­dar­stwa i ogro­du, wy­da­wa­nie pro­duk­tów na podwie­czo­rek i ko­la­cję
  • 17-20 podwie­czo­rek, po któ­rym pa­ni do­mu, naj­le­piej w to­wa­rzy­stwie mę­ża, uda­wa­ła się na prze­chadz­kę lub prze­jażdż­kę w po­le bądź do la­su; po­now­ny prze­gląd po­stę­pu prac go­spo­dar­skich, wy­da­nie dys­po­zy­cji do­ty­czą­cych me­nu na dzień na­stęp­ny
  • 20-22 ko­la­cja, lek­tu­ra ksią­żek i pra­sy, drob­ne ro­bót­ki ręcz­ne, słu­cha­nie mu­zy­ki bądź ra­dia

Oczy­wi­ście, w za­leż­no­ści od po­ry ro­ku, roz­kład za­jęć ule­gał mo­dy­fi­ka­cji: wie­le cza­su i tru­du kosz­to­wa­ło choć­by zgro­ma­dze­nie za­pa­sów na zi­mę, prze­gląd odzie­ży czy sprzę­tu do­mo­we­go, przy­go­to­wa­nie świąt bo­żo­na­ro­dze­nio­wych i wiel­ka­noc­nych, nie wspo­mi­na­jąc już o urzą­dza­niu mniej wy­staw­nych przy­jęć np. z oka­zji imie­nin człon­ków ro­dzi­ny. W zi­mie, gdy nie by­ło żad­nych waż­nych prac go­spo­dar­skich wy­ma­ga­ją­cych sta­ran­ne­go ba­cze­nia, przy­cho­dził czas na ży­cie to­wa­rzy­skie: od­wie­dzi­ny krew­nych i zna­jo­mych w mia­stach, przyj­mo­wa­nie wi­zyt, or­ga­ni­zo­wa­nie przy­jęć i ba­li. W za­moż­niej­szych do­mach zi­my spę­dza­no na za­gra­nicz­nych wo­ja­żach lub ba­wiąc się w mie­ście.

Bibliografia:

Kał­wa, D. (2005) Pol­ska do­by roz­bio­rów i mię­dzy­wo­jen­na. W: A. Chwal­ba (red.) Oby­cza­je w Pol­sce. Od śre­dnio­wie­cza do cza­sów współ­cze­snych. War­sza­wa: PWN, ss. 221-336

Mar­kow­ski, M.B. (1993) Oby­wa­te­le ziem­scy w wo­je­wódz­twie kie­lec­kim 1918-1939. Kiel­ce: Kie­lec­kie To­wa­rzy­stwo Nau­ko­we

Mo­lik, W. (1999) Ży­cie co­dzien­ne zie­miań­stwa w Wiel­ko­pol­sce w XIX i na po­cząt­ku XX wie­ku. Kul­tu­ra ma­te­rial­na. Po­znań: Wy­daw­nic­two Po­znańskie

Renz, R. (2003) Ży­cie co­dzien­ne zie­mia­nek na Kie­lec­czyź­nie w okre­sie mię­dzy­wo­jen­nym. W: Dwór – wieś – ple­ba­nia na zie­miach pol­skich w XIX i XX wie­ku. Kiel­ce: Wyd. Aka­de­mii Świę­to­krzy­skiej, ss. 51-53

Schri­mer, M.K. (2012) Dwo­ry i dwor­ki w II Rzecz­po­spo­li­tej. War­sza­wa: Wyd. SBM

Żen­kie­wicz, J. (2008) Dwór pol­ski i je­go oto­cze­nie. Kre­sy Pół­noc­no-Wschod­nie. To­ruń: wyd. Adam Mar­sza­łek

Projekt, wykonanie, teksty i zdjęcia © Anna Stypuła
Wszystkie prawa zastrzeżone
adres: Lasochów 39 | kontakt mailowy: