W XIX w. udzie­la­ją­ca się to­wa­rzy­sko ko­bie­ta win­na by­ła po­sia­dać co naj­mniej czte­ry ro­dza­je stro­jów wraz z to­wa­rzy­szą­cy­mi im do­dat­ka­mi tj.: ne­gliż po­ran­ny (w któ­rym za­sia­da­ła do śnia­da­nia), suk­nię dzien­ną (do wyj­ścia), ne­gliż wie­czor­ny (do no­sze­nia po do­mu w go­dzi­nach po­po­łu­dnio­wych) oraz suk­nię wie­czo­ro­wą (na uro­czy­ste oka­zje i ba­le). Jak pod­kre­śla Mał­go­rza­ta Moż­dżyń­ska-Naw­rot­ka istot­na w ko­bie­cym ubio­rze by­ła nie tyl­ko do­sko­na­łość je­go kro­ju czy uży­tych ma­te­ria­łów, ale tak­że wy­ro­bie­nie to­wa­rzy­skie pre­zen­tu­ją­cej go da­my: nie­umie­jęt­ność do­pa­so­wa­nia suk­ni do oka­zji (np. wło­że­nie suk­ni zbyt skrom­nej wie­czo­rem lub zbyt ele­ganc­kiej ra­no) uzna­wa­na by­ła za prze­jaw wul­gar­no­ści, a nie­zręcz­ność w no­sze­niu to­a­le­ty gro­zi­ła wręcz kom­pro­mi­ta­cją, gdyż nie­uważ­ny ruch gro­ził roz­dar­ciem ma­te­ria­łu, pęk­nię­ciem fisz­bin czy unie­sie­niem się kry­no­li­ny po­nad ak­cep­to­wal­ną wy­so­kość.

Ubiór kobiecy z 1824 r.Ubiór kobiecy z 1824 r.
Ubiór kobiecy z 1824 r. (z zasobów portalu polona.pl)
Jesz­cze w po­cząt­kach XIX stu­le­cia suk­nie ko­bie­ce ce­chu­ją się pro­stym kro­jem i wy­so­kim, kry­ją­cym ta­lię sta­nem, za­czy­na­ją­cym się tuż pod peł­nym, za­okrą­glo­nym po­dług ów­cze­snej mo­dy biu­stem. W suk­niach tych od­dziel­nie kro­jo­no sta­nik o krót­kich, bu­fia­stych rę­ka­wach, i spód­ni­cę, luź­no opa­da­ją­cą do zie­mi. Fa­son ten czy­nił syl­wet­kę smu­kłą i cy­lin­drycz­ną na wzór grec­kiej ko­lum­ny. Po kon­gre­sie wie­deń­skim sta­nik stop­nio­wo się wy­dłu­ża, cze­mu to­wa­rzy­szy suk­ce­syw­ne ob­ni­że­nie i za­ak­cen­to­wa­nie ta­lii. Oko­ło ro­ku 1830 mod­na suk­nia za­czy­na roz­sze­rzać fi­gu­rę ku do­ło­wi i gó­rze, prze­ła­mu­jąc ją w pa­sie na kształt klep­sy­dry i na­da­jąc jej cięż­ki i ma­ło na­tu­ral­ny kształt. Efekt optycz­ne­go skró­ce­nia i po­sze­rze­nia syl­wet­ki po­tę­go­wa­ło do­dat­ko­wo obu­wie o zu­peł­nie pła­skiej po­de­szwie.

Ów­cze­sny ubiór cha­rak­te­ry­zo­wał się su­tą, cięż­ką spód­ni­cą nie się­ga­ją­cą ko­stek, pod któ­rą krył się sze­reg po­rząd­nie wy­kroch­ma­lo­nych ha­lek, ta­lią (sil­nie zwę­żo­ną przy po­mo­cy moc­no za­sznu­ro­wa­ne­go sta­nika i za­zna­czo­ną klam­rą sze­ro­kie­go pa­ska) oraz bu­fia­sty­mi rę­ka­wa­mi, naj­szer­szy­mi w oko­li­cach łok­cia, któ­re z uwa­gi na swój krój, nie­raz pod­kre­śla­ny przez za­sto­so­wa­nie spe­cjal­nych rusz­to­wań z fisz­bi­nu, zy­ska­ły so­bie wdzięcz­ny przy­do­mek „udźców ba­ra­nich” (fr. gi­got). Do su­kien ta­kich ja­ko na­kry­cie gło­wy chęt­nie no­szo­no bud­ki, choć przy bar­dziej stroj­nych to­a­le­tach się­ga­no ra­czej po ka­pe­lu­sze o sze­ro­kich, lek­ko wy­gię­tych ron­dach, zdo­bio­ne ka­ska­da­mi wstą­żek i stru­sich piór.

Ubiór kobiecy z 1835 r.Ubiór kobiecy z 1835 r.
Ubiór kobiecy z francuskiego żurnala mód z 1835 r. (z zasobów portalu polona.pl)
W dru­giej po­ło­wie lat 30. suk­nie, po­zba­wio­ne już kil­ku z do­tych­cza­so­wej licz­by warstw ha­lek, wy­dłu­ży­ły się tak, że wy­sta­wać spod nich mógł co naj­wy­żej czu­bek pan­to­fel­ka, ich rę­ka­wy na­to­miast, za­koń­czo­ne man­kie­ci­kiem, za­cho­wa­ły bu­fia­sty krój je­dy­nie w dol­nej swej par­tii, przy­wra­ca­jąc ra­mio­nom ich na­tu­ral­ne pro­por­cje. La­ta 30. to tak­że czas naj­kunsz­tow­niej­szych w ca­łym XIX stu­le­ciu fry­zur. Uło­że­nie ich wy­ma­ga­ło nie la­da wpra­wy: spię­trzo­ne w lo­ki po bo­kach wło­sy upi­na­no na szczy­cie gło­wy w wę­zeł pod­trzy­my­wa­ny ko­kar­da­mi lub szyl­kre­to­wym grze­bie­niem. Do­bór zdo­bią­cych fry­zurę do­dat­ków uza­leż­nio­ny był od to­na­cji to­a­le­ty, wie­ku i sta­nu cy­wil­ne­go ko­bie­ty (mę­żat­ki, zwłasz­cza star­sze, mo­gły po­zwo­lić so­bie na śmiel­sze i bo­gat­sze przy­bra­nia), wresz­cie od kar­na­cji da­my: blon­dyn­kom za­le­ca­no bar­wy ja­sne i sub­tel­ne, bru­net­kom wol­no by­ło się­gnąć po moc­niej­sze ko­lo­ry.

W la­tach 40. rę­ka­wy wciąż dłu­gich do sa­mej zie­mi su­kien sta­ją się ob­ci­słe, a sa­me spód­ni­ce po­sze­rza­ją się dzię­ki czy to po­now­nie zwięk­szo­nej licz­bie ha­lek, czy to fa­brycz­ne­mu usztyw­nie­niu tka­nin koń­skim wło­siem (tzw. wło­sian­ką). Na wy­de­kol­to­wa­ne ra­mio­na stroj­nych su­kien, któ­rych sze­ro­kie wcię­cie pod­kre­śla­ło cien­kość skrę­po­wa­nej gor­se­tem ta­lii, za­rzu­ca­no kwa­dra­to­we, zło­żo­ne w trój­kąt chu­s­ty, któ­rych koń­ce prze­kła­da­no przez rę­ce na wy­so­ko­ści łok­ci. W tym okre­sie ron­da ka­pe­lu­szy osta­tecz­nie ma­le­ją, przy­bie­ra­jąc fa­son wią­za­nych pod bro­dą bu­dek. Pod ty­mi ka­pe­lu­sza­mi kry­ły się skrom­niej­sze już fry­zury – ni­skie, gład­kie, roz­dzie­lo­ne po­środ­ku cie­mie­nia i spły­wa­ją­ce ka­ska­dą locz­ków ku po­licz­kom, lub – ze­bra­ne w dwa, bie­gną­ce wzdłuż skro­ni war­ko­cze – upię­te w wę­zeł z ty­łu gło­wy. Oczy­wi­ście, za­miesz­czo­ne tu opi­sy to je­dy­nie wska­za­nie pew­nych ogól­nych tren­dów, ja­ki­mi pod­le­ga­ła XIX-wiecz­na mo­da: de­ta­le stro­jów zmie­nia­ły się du­żo szyb­ciej, stąd w 1843 r. Na­kwa­ska ra­dzi­ła, by „da­wać cór­kom wię­cej bie­li­zny, jak su­kien, któ­rych krój się zmie­nia, tak że cza­sem po ro­ku już [są] do ni­cze­go nie­zdat­ne”. Jesz­cze przed na­sta­niem kry­no­li­ny czy tur­niu­ry Ka­ro­li­na z Po­toc­kich na­wo­ły­wa­ła zie­mianki do re­zy­gna­cji na co dzień z krę­pu­ją­cych ru­chy, wy­twor­nych ubio­rów na rzecz stro­jów pro­stych i prak­tycz­nych, uła­twia­ją­cych krzą­ta­ni­nę po go­spo­dar­stwie:
Ubiór kobiecy z 1840 r. Ubiór kobiecy z 1840 r.
Modne z suknie z roku 1840 (z zasobów portalu polona.pl)
„Pro­si­ła­bym cię na­przód – pi­sa­ła Na­kwa­ska – abyś się nie za­my­ka­ła w dłu­gie sznu­rów­ki, któ­re nie do­zwa­la­ją żad­ne­go ru­chu cia­łu i obra­ca­ją ko­bie­ty jak­by w du­że lal­ki. (...) Niech ci nic nie za­wa­dza do schy­le­nia się, kie­dy złe zie­le wy­ko­rze­nić ze­chcesz, lub wy­cią­gnąć ra­mie do na­gię­cia ga­łę­zi, na któ­rej mi­ły owoc spo­czy­wa, miej­że więc gor­set krót­szy, ty­le tyl­ko ści­śnię­ty, aby ki­bić utrzy­my­wał.” Cno­ty do­brej pa­ni do­mu, któ­re Na­kwa­ska pod­kre­śla przy la­da oka­zji, a za­tem: oszczęd­ność, schlud­ność i go­spo­dar­ność, znaj­du­ją swe odzwier­cie­dle­nie w ele­men­tach stro­ju: bia­łym czep­ku dla no­bli­wych mę­ża­tek („[c]ze­pek bia­ły tak­że ci ra­dzę, je­że­li ci wiek nie do­zwa­la no­sze­nia wła­snych wło­sów, stro­ju gło­wy, któ­ry naj­bar­dziej zdo­bi, a naj­mniej czy­li ra­czej, nic nie kosz­tu­je”), prak­tycz­nych far­tusz­kach, kie­sze­niach przy suk­niach („w kie­sze­ni mo­żesz no­sić klucz od klu­czów, to­reb­ki wiecz­nie się za­po­mi­na­ją i gu­bią”), słom­ko­wych ka­pe­lu­szach („skrom­ny, pro­sty sło­mian­ny, tyl­ko wstąż­ką opa­sa­ny do ogro­du, ta­kiż le­piej ubra­ny do od­wie­dzin i go­ści, oto wszyst­ko, co po­trze­ba”), rę­ka­wicz­kach, słu­żą­cych jed­nak nie ozdo­bie, lecz ochro­nie rąk pod­czas prac go­spo­dar­skich („[m]ając ty­le do czy­nie­nia, i chcąc się trud­nić rze­cza­mi, któ­re przy­kła­da­nia ręcz­nej pra­cy wy­ma­ga­ją, rę­ce twe by­ły­by jak u dziew­ki fol­warcz­nej, gdy­byś ich nie ochra­nia­ła…”), wresz­cie od­po­wied­nim obu­wiu, gwa­ran­cie tak wy­go­dy, jak i zdro­wia, któ­remu Na­kwa­ska po­świę­ca dłu­gi ustęp: „Trze­wi­ki ra­da­bym ko­niecz­nie, abyś no­si­ła do prze­cha­dzek skór­ko­we, do chę­do­że­nia jak męz­kie na moc­nej po­de­szwie. (…) Nie po­dob­na cho­dzić po ogro­dzie, dzie­dziń­cu, fol­war­ku, w lek­kich pru­ne­to­wych trze­wi­kach z cie­niut­kie­mi po­de­szwa­mi. Są­dzę, że te cien­kie obu­wia czy­nią za­pew­ne Pol­ki tak czu­łe­mi i bo­jaź­li­we­mi na wi­dok ja­kie­go bądź owa­du lub je­ste­stwa obrzy­dli­we­go. Jest na­tu­ral­ną rze­czą, ze do­tch­nąć mysz, ża­bę, wę­ża, kre­ta lub pa­ją­ka, no­gą pra­wie nie odzia­ną, jest na­der przy­krą rze­czą.” Ów­cze­sne obu­wie fak­tycz­nie stwa­rza­ło pro­ble­my, szcze­gól­nie zi­mą: do po­ło­wy wie­ku XIX no­szo­no bu­ty z cien­kiej skó­ry lub tka­ni­ny, o iden­tycz­nym kształ­cie dla pra­wej i le­wej no­gi, któ­re wpraw­dzie ła­two do­pa­so­wy­wa­ły się do sto­py, ale któ­rych lek­ka kon­struk­cja nie za­bez­pie­cza­ła do­brze przed wy­chło­dze­niem or­ga­ni­zmu. Chłód, pa­nu­ją­cy w okre­sie zi­mo­wym w nie­ogrze­wa­nych w więk­szo­ści po­ko­jach, zmu­szał do­mow­ni­ków do no­sze­nia cie­płej odzie­ży głów­nie weł­nia­nej, a od po­ło­wy XIX wie­ku tak­że fla­ne­lo­wej. Więk­szość ko­biet go­dzi­ła się na znie­kształ­ca­ją­ce syl­wet­kę, ale za to cie­płe, wa­to­wa­ne suk­nie, okry­wa­jąc się do­dat­ko­wo pe­le­ryn­ka­mi i sza­la­mi, a na dło­nie na­cią­ga­jąc za­pew­nia­ją­ce swo­bo­dę ru­chów mi­ten­ki. Nie­za­stą­pio­ne zi­mo­wą po­rą by­ły rów­nież fu­tra – głow­nie ba­ra­nie i li­sie, czę­sto bo­bro­we lub za­ję­cze, w owym cza­sie szy­te tak, by by­ły zwró­co­ne sier­ścią ku użyt­kow­ni­ko­wi (do­pie­ro od po­cząt­ku XX w. no­si się fu­tra wło­sem na wierzch). W naj­więk­sze mro­zy wkła­da­no da­chy, dłu­gie do ko­stek pe­le­ry­ny szy­te z dwóch warstw fu­ter.

KrynolinaKrynolina
Damy w krynolinach – z lewej z wachlarzem, z prawej z parasolką z zasobów portalu polona.pl)
Kry­no­li­na, jak po­da­je Ma­ria Gut­kow­ska-Ry­chlew­ska, mia­ła swą pre­mie­rę na je­sie­ni 1856 r. Lek­ki, sta­lo­wy ste­laż kry­no­li­ny szyb­ko za­stą­pił no­szo­ne do­tych­czas cięż­kie kon­struk­cje z wło­sian­ki, krę­pu­ją­ce ru­chy i nie­mi­ło­sier­nie grze­ją­ce la­tem. Ową sta­lo­wą klat­kę za­kła­da­no na bie­li­znę, bez­po­śred­nio na nią zaś su­tą suk­nię wierzch­nią. Dzię­ki kry­no­li­nie spód­ni­ce mo­gły przyj­mo­wać te­raz mon­stru­al­ne roz­mia­ry (star­czy po­wie­dzieć, że ob­wód naj­szy­kow­niej­szych do­cho­dził do 10 m), co na­ra­ża­ło no­szą­ce je ele­gant­ki na róż­no­ra­kie nie­do­god­no­ści i kło­po­tli­we sy­tu­acje to­wa­rzy­skie. Pro­ste czyn­no­ści, jak sia­da­nie, prze­cho­dze­nie przez drzwi czy wsia­da­nie do po­wo­zu wy­ko­ny­wa­ne w kry­no­li­nie wy­ma­ga­ły zręcz­no­ści i uwa­gi, to­też dziew­czę­ta od dzie­ciń­stwa opa­no­wy­wa­ły trud­ną sztu­kę po­ru­sza­nia się w sze­ro­kich spód­ni­cach. W re­zul­ta­cie naj­bo­gat­sze, a za­ra­zem naj­szer­sze suk­nie kró­lo­wa­ły na ba­lach, na co dzień zaś za­do­wa­la­no się kry­no­li­ną węż­szą, ukry­tą pod fał­da­mi spód­ni­cy po­zba­wio­nej cięż­kiej, na­szy­wa­nej de­ko­ra­cji cha­rak­te­ry­stycz­nej dla stro­jów uro­czy­stych. Sta­ni­ki po­zo­sta­wa­ły ob­ci­słe (w suk­niach co­dzien­nych wy­koń­czo­ne koł­nie­rzy­kiem, w ba­lo­wych – głę­bo­kim de­kol­tem obrę­bio­nym sze­ro­ką pli­są, tzw. ber­tą) zmie­nił się na­to­miast krój rę­ka­wów: spod rę­ka­wa wierzch­nie­go, roz­sze­rza­ją­ce­go się ku do­ło­wi na kształt dzwo­nu, wy­sta­wał ja­śniej­szy, na­szy­wa­ny fal­ban­ka­mi i ścią­gnię­ty w nad­garst­ku rę­kaw spodni. Sze­ro­kie spód­ni­ce, ob­szy­te po­zio­mym or­na­men­tem optycz­nie skra­ca­ły syl­wet­kę, to­też do łask wró­ci­ło obu­wie na ob­ca­sie: wy­so­kie, sznu­ro­wa­ne lub za­pi­na­ne na gu­zicz­ki trze­wi­ki. Kry­no­li­nom to­wa­rzy­szy­ły ma­łe, ko­ron­ko­we pa­ra­sol­ki ze skła­da­ną rę­ko­je­ścią, no­szo­ne głów­nie dla ochro­ny przed słoń­cem (opa­le­ni­zna świad­czy­ła cią­gle o przy­na­leż­no­ści do pra­cu­ją­ce­go fi­zycz­nie w skwa­rze dnia pleb­su), któ­re dla wy­go­dy za­stę­po­wa­no pa­ster­ka­mi, słom­ko­wy­mi ka­pe­lu­sza­mi o sze­ro­kich ron­dach, zdo­bio­ny­mi sztucz­ny­mi po­lny­mi kwiat­ka­mi i wstąż­ka­mi. Ele­ganc­kie ko­bie­ty nie mo­gły obyć się bez wa­chla­rzy, na­śla­du­ją­cych wzor­nic­twem swe XVIII-wiecz­ne od­po­wied­ni­ki, oraz ażu­ro­wo ha­fto­wa­nych na­rzu­tek i chu­s­tek z ko­ron­ki kloc­ko­wej lub jej ma­szy­no­wej imi­ta­cji. Su­to zdo­bio­ne suk­nie i okry­cia wierzch­nie, któ­ry­mi prze­ła­do­wa­na jest mo­da ko­bie­ca lat 60., to efekt ży­wo roz­wi­ja­ją­ce­go się prze­my­słu kon­fek­cyj­ne­go, wy­ko­rzy­stu­ją­ce­go ta­kie tech­nicz­ne no­win­ki jak ma­szy­ny do szy­cia, ha­ftu czy wy­ro­bu ko­ro­nek.

Żałoba narodowaŻałoba narodowa
Kobieta w krynolinie z okresu żałoby narodowej (fot. z zasobów portalu polona.pl)
Oma­wia­jąc ubiór ko­bie­cy tej de­ka­dy nie spo­sób nie wspo­mnieć o ża­ło­bie na­ro­do­wej z lat 1861-1863, kie­dy to po wy­pad­kach war­szaw­skich po­prze­dza­ją­cych wy­buch Pow­sta­nia Stycz­nio­we­go, pol­skie pa­triot­ki za­czę­ły ma­ni­fe­sto­wać swo­je od­da­nie oj­czyź­nie no­sząc pro­ste, czar­ne suk­nie wy­koń­czo­ne ma­leń­kim, bia­łym koł­nie­rzy­kiem i bia­łymi man­kie­ta­mi. Sto­sow­ną do nich ozdo­bą by­ła bi­żu­te­ria pa­trio­tycz­na z ma­to­wej la­wy wul­ka­nicz­nej lub czar­no oksy­do­wa­nej sta­li, w for­mie em­ble­ma­tów mar­ty­ro­lo­gicz­nych i re­li­gij­nych (krzy­że, kaj­da­ny, ko­ro­na cier­nio­wa), któ­ra za­stą­pi­ła do­tych­cza­so­we klej­no­ty i pre­cjo­za prze­ka­za­ne na po­trze­by Rzą­du Na­ro­do­we­go. Wła­dze car­skie bez­sku­tecz­nie pró­bo­wa­ły zmu­sić Pol­ki do zrzu­ce­nia czer­ni, wy­da­jąc co­raz to no­we za­ka­zy, wy­raź­nie de­fi­niu­ją­ce do­zwo­lo­ną ko­lo­ry­sty­kę ubio­rów ko­bie­cych. Po klę­sce po­wsta­nia czar­ne suk­nie sym­bo­li­zo­wa­ły już nie tyl­ko pa­trio­tyzm, ale i ża­ło­bę po utra­co­nych w wal­kach bli­skich – zre­zy­gno­wa­no z nich do­pie­ro po ogło­sze­niu przez ca­ra amne­stii w 1866 r.

W po­ło­wie lat 60. roz­mia­ry kry­no­li­ny zmniej­sza­ją się, a jej kształt ewo­lu­uje przez pół­kry­no­li­nę (fr. cri­no­let­te) opi­sa­ną już nie na okrę­gu lecz na wy­pchnię­tym ku ty­ło­wi pół­ko­lu, po tur­niu­rę (fr. to­ur­nu­re) w po­sta­ci umo­co­wa­nej na wy­so­ko­ści po­ślad­ków wło­sia­nej po­dusz­ki lub dru­cia­nej klat­ki, na któ­rej spo­czy­wał ka­ry­ka­tu­ral­nie spię­trzo­ny nadmiar ma­te­ria­łu, spły­wa­ją­ce­go ka­ska­da­mi fal­ban, marsz­czeń, plis, wstą­żek i ko­ro­nek w dłu­gi, rów­nie bo­ga­ty tren. Nic dziw­ne­go, że tur­niu­ra, jak pi­sze Szyl­ler, szyb­ko sta­ła się obiek­tem pra­so­wych kpin i nie­wy­bred­nych żar­tów. W la­tach 70. suk­nie na tur­niu­rze wy­stę­pu­ją w dwóch od­mia­nach. Pierw­szy to pe­ti­te ca­sa­que, czy­li sta­nik prze­cho­dzą­cy w udra­po­wa­ną tu­ni­kę ukła­da­ną na wierzch suk­ni z tre­nem. Dru­gi wa­riant prze­wi­dy­wał gład­ki, opię­ty i za­pi­na­ny na gu­zi­ki sta­nik skon­tra­sto­wa­ny z prze­ła­do­wa­ną su­ty­mi fał­da­mi spód­ni­cą upi­na­ną na dru­giej spód­ni­cy, two­rzą­cej tren. Nie­trud­no so­bie wy­obra­zić, jak da­le­ce krę­po­wa­ła ru­chy ta­ka suk­nia, to­też i mo­da na tur­niu­rę nie utrzy­ma­ła się dłu­go i po dzie­się­ciu la­tach stro­je z dłu­gimi tre­na­mi znik­nę­ły z żur­na­li.

TurniuraTurniura
Turniury z roku 1883 (z zasobów portalu polona.pl)
Uprosz­cze­nie kro­ju dam­skie­go ubio­ru, ja­kie za­zna­cza się w mo­dzie ko­bie­cej po­cząw­szy od koń­ca lat 70., ści­śle wią­za­ło się z prze­mia­na­mi oby­cza­jo­wy­mi, któ­rym to­wa­rzy­szy­ło roz­po­wszech­nie­nie się in­nej mo­dy, a mia­no­wi­cie na sport. Cięż­kie, dra­po­wa­ne suk­nie utrud­nia­ły grę w co­raz po­pu­lar­niej­sze­go te­ni­sa czy kro­kie­ta i wła­ści­wie unie­moż­li­wia­ły jaz­dę na bi­cy­klu, któ­ra wpraw­dzie ucho­dzi­ła za kon­tro­wer­syj­ną, a na­wet gor­szą­cą, szyb­ko jed­nak pod­bi­ła nie­wie­ście ser­ca. Po­cząt­ko­wo, jak pi­sze Szyl­ler, pro­jek­tan­ci stro­jów przed­kła­da­li w żur­na­lach mód roz­wią­za­nia po­zor­ne, wpro­wa­dza­jąc wpraw­dzie roz­róż­nie­nie na suk­nie „spa­ce­ro­we”, „do po­dró­ży” czy „ko­stiu­my do upra­wia­nia łyż­wiar­stwa”, wszyst­kie jed­nak mia­ły ten sam, wy­po­sa­żo­ny w tur­niu­rę fa­son, a róż­ni­ły się mię­dzy so­bą np. de­se­niem (przy­kła­do­wo kwia­ty na ma­te­ria­le mia­ły sy­gna­li­zo­wać na­stro­je sie­lan­ko­we i ja­ko ta­kie de­cy­do­wa­ły o tym, że da­ny mo­del prze­zna­czo­ny był na „wy­ciecz­ki podmiej­skie”). Suk­niom to­wa­rzy­szy­ły ma­lut­kie, prze­krzy­wio­ne fan­ta­zyj­nie na bok ka­pe­lu­si­ki, zdob­ne wstąż­ka­mi i ko­ron­ka­mi.

Tak więc pod ko­niec lat 70. tur­niu­ra na pe­wien czas za­ni­ka (za­stą­pio­na przez wy­smu­kla­ją­cą syl­wet­kę suk­nię opię­tą od sta­ni­ka aż do po­ło­wy uda i prze­cho­dzą­cą w ka­ska­dę po­przecz­nych fałd i fal­ba­nek), by wró­cić na krót­ko do łask w po­ło­wie lat 80. i to w for­mie jesz­cze bar­dziej niż do­tąd prze­ła­do­wa­nej. Szyb­ko jed­nak wy­par­ta zo­sta­je przez wy­god­niej­sze stro­je o kształ­cie dzwo­nu. W ten spo­sób w mo­dzie ko­bie­cej za­zna­cza się wpływ se­ce­sji z jej upodo­ba­niem do ro­ślin­nych mo­ty­wów: ści­śnię­ta w pa­sie i moc­no roz­klo­szo­wa­na od wy­so­ko­ści ko­lan suk­nia ko­bie­ca przy­po­mi­na od­wró­co­ny kie­lich kwia­tu, a fi­gu­ra odzia­nej w nią da­my zy­sku­je wi­ją­cą się na po­do­bień­stwo ło­dy­gi blusz­czu li­nię: gó­rą wy­gi­na się ku przo­do­wi, dzię­ki pod­kre­śle­niu biu­stu luź­nym, zblu­zo­wa­nym sta­ni­kiem, zwę­ża się w ta­lii, a na­stęp­nie po­now­nie wy­krzy­wia się od po­ślad­ków, tym ra­zem jed­nak do ty­łu. Opi­sy­wa­ny efekt po­tę­go­wa­ły ka­ska­dy ża­bo­tów, prze­wie­szo­ne przez szy­je sza­le i boa, wy­su­nię­te ku przo­do­wi ka­pe­lu­sze i wlo­ką­ce się za ele­gant­ka­mi tre­ny, przy czym te ostat­nie zni­ka­ją z żur­na­li już w la­tach 90. Na po­wrót mod­ne sta­ją się bu­fia­ste rę­ka­wy, tak jak w la­tach 30. usztyw­nia­ne za po­mo­cą fisz­bin.
Suknia secesyjnaSuknia secesyjna
Suknie secesyjne nadawały sylwetce kobiecej kształt litery S (z zasobów portalu polona.pl)
Na­tu­ral­na wiot­kość syl­wet­ki spo­wi­tej w lek­ką, swo­bod­nie opa­da­ją­cą suk­nię by­ła, jak pod­kre­śla Moż­dżyń­ska-Naw­rot­ka, złu­dze­niem: krę­pu­ją­cy od lat cia­ło gor­set stał się te­raz wy­jąt­ko­wo nie­wy­god­ny, nie tyl­ko ście­śnia­jąc ta­lię, ale i wy­gi­na­jąc ją w po­żą­da­ny kształt li­te­ry S, a sta­lo­we usztyw­nie­nia koł­nie­rzy, spię­trzo­ne fry­zu­ry i ogrom­ne ka­pe­lu­sze ogra­ni­cza­ły do­dat­ko­wo swo­bo­dę ru­chu gło­wy.

Po­czą­tek XX w. przy­no­si dal­sze uprosz­cze­nie ko­bie­cych stro­jów. Ten­den­cja ta jest wy­pad­ko­wą ro­sną­cej ak­tyw­no­ści fi­zycz­nej pań, jak i kry­ty­ki śro­do­wisk le­kar­skich wy­mie­rzo­nej w zwy­czaj no­sze­nia gor­setu. Po­dję­ta przez me­dy­ków kru­cja­ta prze­ciw­ko gor­setowi by­ła w peł­ni uza­sad­nio­na: zwę­ża­jąc fi­gu­rę w pa­sie do wy­ma­rzo­nej ta­lii osy ów „no­wo­żyt­ny pan­cerz”, jak okre­śla­li go hi­gie­ni­ści, de­for­mo­wał że­bra, za­gi­na­jąc trzy naj­niż­sze ku środ­ko­wi cia­ła, zmie­niał po­ło­że­nie na­rzą­dów we­wnętrz­nych i, zmniej­sza­jąc ob­ję­tość klat­ki pier­sio­wej, spły­cał od­dech, cze­go na­stęp­stwem by­ła skłon­ność ów­cze­snych dam do efek­tow­nych omdleń przy by­le wzru­sze­niu. Na prze­ło­mie XIX i XX stu­le­cia wpraw­dzie z gor­setu cał­kiem nie zre­zy­gno­wa­no, jed­nak zmie­nił on swo­ją for­mę, nie ak­cen­tu­jąc już tak ta­lii, któ­ra te­raz mia­ła sze­ro­kość nie­mal rów­ną mied­ni­cy, i się­ga­jąc aż po bio­dra i uda, któ­re te­raz mia­ły być wą­skie i szczu­płe. Skró­co­ny u gó­ry, a wy­dłu­żo­ny w do­le kor­pu­su gor­set znacz­nie utrud­niał sia­da­nie, wy­ma­gał tak­że no­sze­nia osob­ne­go biu­sto­no­sza, nada­wał jed­nak syl­wet­ce po­żą­da­ną, pro­stą, wy­smu­kłą for­mę, pod­kre­ślo­ną zwę­żo­nym do­łem suk­ni i do­pa­so­wa­ny­mi rę­ka­wa­mi. Kon­tra­sto­wa­ły z nią ka­pe­lu­sze o wiel­kich ron­dach, przy­bra­ne sztucz­ny­mi kwia­ta­mi, wstąż­ka­mi i pió­ra­mi, któ­re przy­pi­na­no do fry­zur dłu­gi­mi (do 40 cm) szpil­ka­mi o ozdob­nych głów­kach. Po­pu­lar­nym z uwa­gi na swo­ją wy­go­dę stro­jem po­zo­sta­je od lat 80. za­po­ży­czo­ny z mo­dy mę­skiej weł­nia­ny ko­stium kra­wiec­ki (na­zwa­ny tak, po­nie­waż był szy­ty wy­łącz­nie przez kraw­ców mę­skich), zło­żo­ny z dłu­giej do zie­mi spód­ni­cy i wy­dłu­ża­ją­ce­go się ku ty­ło­wi ża­kie­tu, a cza­sem tak­że ka­mi­zel­ki.

Ha­sło wy­god­ne­go ubio­ru na­bie­ra zna­cze­nia w la­tach I woj­ny świa­to­wej. Miej­sca męż­czyzn, któ­rzy uda­li się na front, tak w biu­rach czy skle­pach, jak i przy fa­brycz­nych ta­śmach zaj­mu­ją ko­bie­ty, któ­re te­raz po­trze­bu­ją nie ty­le szy­kow­nych, co prak­tycz­nych i kom­for­to­wych w no­sze­niu ubrań. Co­raz wię­cej pań re­zy­gnu­je z gor­setów, wą­skie i dłu­gie spód­ni­ce za­stę­po­wa­ne są roz­klo­szo­wa­ny­mi i krót­szy­mi, się­ga­jącymi po­ło­wy łyd­ki (nie ozna­cza to jed­nak by no­szą­ce je da­my eks­po­no­wa­ły no­gi – te by­ły bez­piecz­nie ukry­te w wy­so­kich, sznu­ro­wa­nych trze­wi­kach), a fan­ta­zyj­ne ka­pe­lu­sze o sze­ro­kich ron­dach ustę­pu­ją na rzecz osa­dzo­nych głę­bo­ko na gło­wie skrom­nych ka­pe­lu­si­ków czy cza­pe­czek, znacz­nie do­god­niej­szych w środ­kach ma­so­we­go trans­por­tu. Po­pu­lar­ność zy­sku­ją swe­try, po­cząt­ko­wo no­szo­ne ja­ko odzież spor­to­wa, oraz luź­ne, prze­pa­sa­ne nie­co po­wy­żej ta­lii płasz­cze o du­żych kie­sze­niach.

I cho­ciaż tuż po za­koń­cze­niu Wiel­kiej Woj­ny żur­na­le po­now­nie lan­su­ją suk­nie mo­de­lu­ją­ce i usztyw­nia­ją­ce cia­ło, ko­bie­ty, za­kosz­to­waw­szy wy­go­dy, nie za­mie­rza­ją do nich wró­cić. Po­czą­tek lat 20. to stro­je luź­ne, wręcz ob­wi­słe, o pro­stej li­nii za­cie­ra­ją­cej kon­tu­ry syl­wet­ki. Ulu­bio­ną kre­acją Po­lek są wpierw klo­szo­we ba­skin­ki, do­szy­wa­ne po­ni­żej li­nii biu­stu, póź­niej suk­nie ty­pu ro­be de che­mi­se na­śla­du­ją­ce kro­jem ko­szu­le o ki­mo­no­wych rę­ka­wach. W la­tach 20. chęt­nie no­si się też gar­son­ki (z luź­ną blu­zą, tzw. ka­sa­kiem, oraz pli­so­wa­ną spód­ni­cą) oraz ko­stiumy (ża­kiet z wą­ski­mi kla­pa­mi lub ble­zer bez koł­nie­rza i spód­ni­ca). Wiel­ką po­pu­lar­no­ścią cie­szą się fu­tra, srebr­ne li­sy, a tak­że chu­s­ty z frędz­la­mi i je­dwab­ne, ba­ti­ko­we sza­le.

Moda lat 20.Moda lat 20.
Żurnalowe chłopczcyce z 1927 r. (z zasobów portalu polona.pl)
W tym okre­sie moc­niej niż w la­tach wcze­śniej­szych za­czy­na­ją wy­brzmie­wać ha­sła eman­cy­pa­cji ko­biet. Jed­nym z re­zul­ta­tów te­go tren­du jest praw­dzi­wa re­wo­lu­cja w mo­dzie dam­skiej, za­po­cząt­ko­wa­na przez Co­co Cha­nel pod wpły­wem po­wie­ści Mar­gu­erit­te­’a „Chłop­czy­ca”, a po­le­ga­ją­ca na re­zy­gna­cji z ko­bie­cych kształ­tów na rzecz syl­wet­ki ty­po­wo chło­pię­cej. No­szo­ne wów­czas stro­je spłasz­cza­ją więc fi­gu­rę, któ­ra tra­ci te­raz biust (pa­nie o krą­glej­szych kształ­tach cia­sno owi­ja­ją pier­si pa­sem tka­ni­ny lub za­kła­da­ją gu­mo­wy gor­set), i ma­sku­ją ta­lię ukry­wa­jąc ją pod luź­ną suk­nią z pa­skiem opusz­czo­nym do li­nii bio­der. Fry­zu­ry tak­że sta­ją się po mę­sku krót­kie, co z ko­lei – jak po­da­je Iwo­na Kien­zler – jest za­słu­gą sław­ne­go pa­ry­skie­go fry­zje­ra pol­skie­go po­cho­dze­nia – An­to­ine­’a czy­li An­to­nie­go Cier­pli­kow­skie­go, któ­ry wy­lan­so­wał bob, strzy­gąc w ten spo­sób ak­tor­kę Èvę La­val­li­ère do te­atral­nej ro­li Jo­an­ny d’Arc. Chłop­czy­ca ma za­tem wło­sy krót­kie, ścię­te po mę­sku z pod­go­lo­nym ty­łem, prze­dział­kiem z bo­ku i za­wi­nię­ty­mi pej­sa­mi, lub – w wer­sji mniej szo­ku­ją­cej – się­ga­ją­ce po­ło­wy szyi z pro­stą grzyw­ką. Naj­czę­ściej jest też bru­net­ką (nie­raz – z ko­niecz­no­ści – far­bo­wa­ną). Wkła­da­jąc ka­pe­lusz (wciąż nie do po­my­śle­nia jest by ko­bieta mo­gła po­ka­zać się na uli­cy bez na­kry­cia gło­wy) chłop­czy­ca wy­bie­ra je­den z mod­nych obec­nie ka­pe­lu­si­ków przy­po­mi­na­ją­cych kask lub klosz, któ­re zdo­bi je­dy­nie nie­wiel­kie rond­ko, po­je­dyn­cze pió­ro, cza­sem sztucz­ny kwiat lub kla­mer­ka. Wię­cej – jest ko­bietą wy­zwo­lo­ną: upra­wia sport, sa­ma cha­dza do ka­wiar­ni, śmia­ło się­ga po szmin­kę, tusz do rzęs, la­kier do pa­znok­ci, a na­we­t… pa­pie­ro­sy, któ­re – choć dłu­go nie przesta­ją bu­dzić obu­rze­nia mo­ra­li­stów – zy­sku­ją tymcza­sem ele­ganc­ką opra­wę w for­mie cy­ga­ret­ki. Nie na tym ko­niec. Oto w se­zo­nie 1924–25 sta­je się rzecz nie­po­ję­ta: ko­bieta po raz pierw­szy od­sła­nia łyd­kę, a w tań­cu na­wet ko­la­no! Mo­da na tak skan­da­licz­nie krót­kie spód­nicz­ki, za­po­cząt­ko­wa­na przez te­ni­sist­kę Su­san Len­glen, ma­ją­cej zwy­czaj wy­stę­po­wać na kor­cie w su­kien­ce do ko­lan, zy­ska­ła po­pu­lar­ność dzię­ki nie­za­prze­czal­nej wy­go­dzie, ja­ką ta­ki strój da­wał w no­wo­cze­snych, dy­na­micz­nych tań­cach, któ­re wła­śnie za­czę­ły pod­bi­jać Eu­ro­pę: foks­tro­to­wi, char­le­sto­no­wi czy qu­ick­ste­po­wi.

Moda z roku 1936Moda z roku 1936
Propozycje strojów na rok 1936: suknie sportowe i kostiumy (grafika z zasobów portalu polona.pl)

W la­tach 30. do łask wra­ca ko­bie­co za­okrą­glo­na i wcię­ta w ta­lii syl­wet­ka, wciąż jed­nak wy­smu­kła i wy­so­ka. Pa­nie nie spłasz­cza­ją już pier­si, prze­ciw­nie – uwy­dat­nia­ją je spe­cjal­ny­mi za­szew­ka­mi i od­po­wied­nio wy­mo­de­lo­wa­ny­mi mi­secz­ka­mi biu­sto­no­szy, a gor­se­ty – w któ­rych XIX-wiecz­ne fisz­bi­ny i stal­ki za­stą­pio­ne zo­sta­ły wszy­ty­mi w ma­te­riał w stra­te­gicz­nych miej­scach pa­sa­mi gu­my – wy­szczu­pla­ją ki­bić. Po­nęt­ne blon­dyn­ki z lo­ka­mi utre­fio­ny­mi w pu­kle i fa­le zaj­mu­ją miej­sce krót­ko- i pro­sto­wło­sych bru­ne­tek, któ­rym z ko­lei za­kła­dy fry­zjer­skie ofe­ru­ją te­raz moż­li­wość far­bo­wa­nia i on­du­lo­wa­nia wło­sów przy po­mo­cy go­rą­cej pa­ry. Ku ucie­sze mo­ra­li­stów (i – co cie­ka­we – wie­lu męż­czyzn, skar­żą­cych się na to, że mo­da na eks­po­no­wa­nie nóg czy­ni ko­bie­ce cia­ło zbyt do­słow­nym i ba­nal­nym, zo­sta­wia­jąc ma­ło po­żyw­ki dla wy­obraź­ni) suk­nie wy­dłu­ża­ją się te­raz, koń­cząc się mię­dzy kost­ką a po­ło­wą łyd­ki. Ubio­ry po­zo­sta­ją jed­nak wy­god­ne: trium­fy świę­ci nie­for­mal­na „suk­nia na mia­sto” (zwa­na też spor­to­wą), o lek­ko po­sze­rza­nej spód­ni­cy ścią­gnię­tej pa­skiem z ozdob­ną kla­mer­ką i roz­pi­na­nej do pa­sa gó­rze, zwień­czo­nej ma­łym koł­nie­rzy­kiem. Po­wo­dze­niem, zwłasz­cza w do­bie kry­zy­su, cie­szy­ły się tak­że kom­bi­na­cje blu­zek i spód­nic – oba ele­men­ty ze­sta­wu ła­two by­ło „odzy­skać” prze­ra­bia­jąc scho­dzo­ną su­kien­kę. Wciąż mod­ny ko­stium ma te­raz je­den, obo­wią­zu­ją­cy po­wszech­nie fa­son, na­zy­wa­ny ko­stiumem an­giel­skim (bo też był ma­so­wo pro­du­ko­wa­ny wła­śnie w An­glii): gład­kiej, wą­skiej spód­ni­cy to­wa­rzy­szy dłu­gi, jed­no­rzę­do­wy ża­kiet z wy­ło­żo­nym koł­nie­rzem i po­sze­rza­ny­mi ra­mio­na­mi. Wy­ma­ga­nym do­dat­kiem po­zo­sta­je ka­pe­lusz, wpierw je­dy­nie od­sła­nia­ją­cy czo­ło, a z cza­sem wy­co­fu­ją­cy się nie­mal na sam czu­bek gło­wy.

Ubiór męski z 1835 r.Ubiór męski z 1835 r.
Ubiory męskie z 1835 r.: z lewej frak, z prawej surdut (z zasobów portalu polona.pl)
Pod­sta­wo­wą róż­ni­cą mię­dzy XIX-wiecz­ną mo­dą mę­ską i dam­ską by­ła uni­for­mi­za­cja i mniej­sza po­dat­ność na zmia­ny tej pierw­szej. Bez wzglę­du na wy­ko­ny­wa­ny za­wód, sta­tus spo­łecz­ny czy ma­jąt­ko­wy męż­czyź­ni no­si­li ubra­nia skro­jo­ne po­dług tych sa­mych fa­so­nów (któ­rych wszak­że, przy­naj­mniej w pierw­szej po­ło­wie stu­le­cia, by­ło praw­dzi­we za­trzę­sie­nie). O przy­na­leż­no­ści do eli­ty de­cy­do­wa­ły dro­bia­zgi – zna­ko­mi­ty krój po­szcze­gól­nych ele­men­tów gar­de­ro­by, schlud­ność ubio­ru (o po­zy­cji męż­czy­zny świad­czy­ły wy­pu­co­wa­ne na błysk bu­ty i czy­sta ko­szu­la), wresz­cie nie­uch­wyt­na ele­gan­cja zna­mio­nu­ją­ca wy­ro­bio­ny smak i do­sko­na­łe wy­cho­wa­nie. W do­brym to­nie, jak stwier­dza Mał­go­rza­ta Moż­dżyń­ska-Naw­rot­ka, by­ło „po­dą­ża­nie za mo­dą, ale bez prze­sa­dy i osten­ta­cji”. Od­stęp­stwa od tej re­gu­ły na­ra­ża­ły lu­dzi „wy­ele­gan­to­wa­nych” po­nad stan na kpi­ny oto­cze­nia.

Wy­móg prak­tycz­no­ści i funk­cjo­nal­no­ści mę­skiej gar­de­ro­by de­cy­do­wał o tym, że jej me­ta­mor­fo­zy na prze­strze­ni lat by­ły wol­niej­sze i mniej spek­ta­ku­lar­ne niż w przy­pad­ku dam­skich to­a­let. Nie zna­czy to jed­nak, że mę­ski ubiór nie ewo­lu­ował, jed­nak ewo­lu­cja ta – od­mien­nie niż w przy­pad­ku stro­jów ko­bie­cych – wy­zna­cza­na by­ła przez co­raz sil­niej za­zna­cza­ją­ce się dą­że­nie do uczy­nie­nia odzie­ży wy­god­ną w no­sze­niu. Stąd ele­men­ty gar­de­ro­by wcze­śniej uzna­wa­ne za kom­for­to­we, lecz nie­for­mal­ne, w mia­rę upły­wu cza­su znaj­do­wa­ły za­sto­so­wa­nie w co­raz to bar­dziej uro­czy­stych oka­zjach. W pierw­szej po­ło­wie XIX stu­le­cia to­ry prze­obra­żeń w mo­dzie mę­skiej i dam­skiej bie­gły jesz­cze rów­no­le­gle. I tak ubiór mę­ski lat 30. XIX w. odz­na­czał się, jak pi­sze Szyl­ler, ana­lo­gicz­ny­mi do ko­bie­ce­go ce­cha­mi: spa­dzi­sty­mi ra­mio­na­mi, bu­fia­sty­mi rę­ka­wa­mi, wcię­tą ta­lią (któ­rą uzy­ski­wa­no no­szą­c… gor­se­ty) oraz optycz­nie po­sze­rzo­ny­mi i za­okrą­glo­ny­mi przez od­po­wied­nio skro­jo­ne spodnie czy po­ły sur­du­ta bio­dra­mi. Do fra­ka, któ­ry prze­waż­nie miał od­cień gra­na­to­wo-sza­fi­ro­wy, wkła­da­no obo­wiąz­ko­wo ja­śniej­sze od nie­go spodnie, dłu­gie, wą­skie i ob­cią­gnię­te skó­rza­nym strze­miącz­kiem prze­cho­dzą­cym pod po­de­szwą bu­ta. W koń­ców­ce de­ka­dy spodnie te, co­raz czę­ściej kra­cia­ste, za­czę­to kro­ić bez pa­ska, przez co ze­ga­rek, no­szo­ny do­tąd w ich kie­szon­ce, trze­ba by­ło prze­nieść do ka­mi­zel­ki. In­nym no­vum jest za­stą­pie­nie w la­tach 40. kla­py w spodniach za po­mo­cą kry­te­go, za­pi­na­ne­go na gu­zi­ki roz­por­ka.

KołnierzykKołnierzyk
Atrybuty eleganckiego mężczyzny: cylinder, wysoki kołnierzyk i wytwornie zawiązany krawat (z zasobów portalu polona.pl)
Twarz go­lo­no gład­ko, zo­sta­wia­jąc co naj­wy­żej ma­ły wą­sik, ba­ki lub bo­ko­bro­dy. Na nich to opie­rał się mod­ny już od lat 20. wy­so­ki, sztyw­ny koł­nie­rzyk, znacz­nie ogra­ni­cza­ją­cy ru­chy gło­wy: uwię­zio­ny w nim de­li­kwent chcąc spoj­rzeć w bok zmu­szo­ny był obra­cać ca­ły kor­pus. Co gor­sza, no­szo­no do nie­go kło­po­tli­we w wią­za­niu i ukła­da­niu ba­ty­sto­we kra­wa­ty (pod tym ter­mi­nem krył się w owym cza­sie ro­dzaj chust­ki) oraz je­dwab­ne fu­la­ry, któ­re pa­no­wie zmie­nia­li na­wet kil­ka ra­zy dzien­nie. Mniej wy­ro­bio­nym męż­czy­znom, któ­rzy nie by­li w sta­nie spro­stać te­mu wy­zwa­niu, po­spie­szy­li z po­mo­cą obrot­ni pro­du­cen­ci, ofe­ru­jąc go­to­we, ufor­mo­wa­ne już i zszy­te na sta­łe do­dat­ki, któ­re wy­star­czy­ło za­piąć na szyi za po­mo­cą kla­mer­ki. Mi­mo wszyst­kich tych nie­do­god­no­ści sza­nu­ją­cym się dżen­tel­me­nom aż do koń­ca lat 40. nie przy­cho­dzi­ło do gło­wy re­zy­gno­wać ani z kra­wa­tów ani ze ster­czą­cych, wy­kroch­ma­lo­nych koł­nie­rzyków, sta­no­wi­ły one bo­wiem atry­but po­rząd­nych, sza­nu­ją­cych się oby­wa­te­li. Mięk­kie, wy­kła­da­ne koł­nie­rze zna­mio­no­wa­ły li­be­ral­ne prze­ko­na­nia, stąd no­si­li je wy­łącz­nie ro­man­tycz­ni po­eci, awan­gar­do­wi ar­ty­ści i re­wo­lu­cyj­na mło­dzież.

W mo­dzie mę­skiej I po­ło­wy XIX wie­ku, jak po­da­je Gut­kow­ska-Ry­chlew­ska, od­ci­snę­ły swo­je pięt­no dwa wy­na­laz­ki. Pierw­szym by­ły szel­ki sprę­ży­no­we, któ­re, po­dob­nie jak strze­miącz­ka, gwa­ran­to­wa­ły nie­ska­zi­tel­ną gład­kość spodni. Efekt ten otrzy­my­wa­no dzię­ki sprę­żyn­kom wszy­tym w za­koń­cze­nia sze­lek i ob­cią­gnię­tym lek­ko zmarsz­czo­nym za­mszem, jed­nak koszt ele­gan­cji by­ły wy­so­ki – no­win­ka nie na­le­ża­ła do naj­wy­god­niej­szych, bo­wiem uci­ska­ła bar­ki i cią­gnę­ła w dół ra­mio­na. Dru­gi pa­tent, sza­po­klak (fr. cha­pe­au cla­que), czy­li skła­da­ny cy­lin­der atła­so­wy, miał dłuż­szy od sze­lek sprę­ży­no­wych ży­wot i jesz­cze w la­tach 30. XX stu­le­cia sta­no­wił ele­ment stro­ju ba­lo­we­go. Dłu­ga mo­da na sza­po­klak do­wo­dzi prak­tycz­no­ści te­go proste­go roz­wią­za­nia:
SzapoklakSzapoklak
Szapoklak wraz z pudełkiem, w którym się mieści po złożeniu
wcho­dzą­cy do sa­lo­nu ele­ganc­ki męż­czy­zna obo­wią­za­ny był zdjąć na­kry­cie gło­wy, z któ­rym póź­niej – zwłasz­cza przy wy­so­kim cy­lin­drze – nie miał co po­cząć. Spłasz­cza­ny w na­le­śnik sza­po­klak moż­na by­ło wy­god­nie trzy­mać w rę­ce lub wsu­nąć pod pa­chę. Na­le­ży tu jed­nak za­zna­czyć, że na grun­cie pol­skim cy­lin­der nie miał do­brej pra­sy – sym­bol nie­czu­łe­go na pa­trio­tycz­ne po­ry­wy świa­tow­ca, po­gar­dli­wie na­zy­wa­ny ru­rą, na­ra­żał no­szą­ce­go go ele­gan­ta na szy­ka­ny i roz­licz­ne przy­kro­ści (jak ze­rwa­nie ka­pe­lu­sza lub roz­płasz­cze­nie go na gło­wie de­li­kwen­ta), a w okre­sie ża­ło­by na­ro­do­wej, jak pi­sze Moż­dżyń­ska-Naw­rot­ka, zo­stał wręcz za­ka­za­ny przez Rząd Na­ro­do­wy. Bo też trze­ba za­zna­czyć, że cho­ciaż ogól­ne tren­dy w pol­skiej mo­dzie by­ły wy­zna­cza­ne przez za­gra­ni­cę – dla ko­biet wy­rocz­nią był Pa­ryż, dla męż­czyzn Lon­dyn – to ob­cych wzo­rów nie przyj­mo­wa­no po­wszech­nie i cał­ko­wi­cie bez­kry­tycz­nie. No­win­ki naj­chęt­niej pod­chwy­ty­wa­li by­wa­li w świe­cie, mło­dzi ko­smo­po­li­ci, na któ­rych oby­cza­je uty­ski­wa­li star­si wie­kiem tra­dy­cjo­na­li­ści. Za­zna­cza­ły się też w pol­skiej mo­dzie ten­den­cje ro­dzi­me, któ­rej naj­lep­szym przy­kła­dem jest utrzy­my­wa­nie się przez ca­łe XIX stu­le­cie i aż po wiek XX, szcze­gól­nie w śro­do­wi­skach zie­miań­skich, ja­ko ubio­ru uro­czy­ste­go, sta­no­wią­ce­go sym­bol toż­sa­mo­ści na­ro­do­wej, swo­iste­go ko­stiu­mu hi­sto­rycz­ne­go, na któ­ry skła­da­ły się: kon­tusz, żu­pan prze­pa­sa­ny je­dwab­nym pa­sem, kon­fe­de­rat­ka i wy­so­kie bu­ty.

W po­ło­wie XIX wie­ku dro­gi mo­dy mę­skiej i dam­skiej de­fi­ni­tyw­nie się roz­cho­dzą. Pod­czas gdy żur­na­le ka­żą ko­bietom bo­ry­kać się z kry­no­li­na­mi i tur­niu­ra­mi, ubra­nia mę­skie sta­ją się co­raz wy­god­niejsze i prak­tycz­niej­sze: zni­ka­ją wa­to­wa­ne ra­mio­na, wcię­ta ta­lia, wą­skie rę­ka­wy, strój sta­je się luź­niej­szy, a w la­tach 60. wręcz wor­ko­wa­ty w kro­ju rę­ka­wów i no­ga­wek. Na co dzień męż­czyź­ni no­si­li czar­ne lub brą­zo­we sur­du­ty, czy­li dłu­gie, dwu­rzę­do­we, od­ci­na­ne w ta­lii ma­ry­nar­ki, lub ich krót­szą od­mia­nę o za­okrą­glo­nych po­łach – tu­żur­ki. Frak za­kła­da­no już tyl­ko na ba­le i in­ne uro­czy­sto­ści, przy czym fan­ta­zyj­ne ko­lo­ry, np. bu­tel­ko­wy czy sza­fi­ro­wy, za­re­zer­wo­wa­ne by­ły do ślu­bu. Ciem­ny strój oży­wia­ły barw­ne ka­mi­zel­ki, któ­rych sza­nu­ją­cy się dżen­tel­men miał po­kaź­ną licz­bę – jak pi­sze Elż­bie­ta Ko­wec­ka nie­zbęd­ne mi­ni­mum sta­no­wi­ła ka­mi­zel­ka bia­ła na nie­dzie­lę, błę­kit­na na po­nie­dzia­łek, ciem­no­zie­lo­na na wto­rek, po­pie­la­ta na śro­dę, pą­so­wa na czwar­tek, czar­na na pią­tek, żół­ta na so­bo­tę, a do tań­ca – czar­na z pą­so­wą wy­pust­ką. Trze­ba jed­nak pod­kre­ślić, że dba­ją­cy o pre­zen­cję męż­czy­zna nie mógł ogra­ni­czyć się tyl­ko do sze­ro­kie­go ze­sta­wu róż­no­barw­nych ka­mi­ze­lek. Po­ło­wa XIX wie­ku to, jak pi­sze Li­lian­na Na­le­waj­ska, okres szyb­kich prze­mian w ży­ciu go­spo­dar­czym i spo­łecz­nym, któ­re po­cią­ga­ją za so­bą zmia­ny w sty­lu ży­cia: do­ba po­ka­wał­ko­wa­na zosta­je na ści­śle okre­ślo­ne wy­cin­ki cza­su, któ­re prze­zna­cza się na kon­kret­ne za­ję­cia czy roz­ryw­ki. Za­ję­ciom tym i po­rom dnia pod­po­rząd­ko­wa­ny zosta­je ubiór – męż­czy­zna wi­nien za­tem od­mien­nie odzie­wać się ra­no, po­po­łu­dniu i wie­czo­rem, mieć strój do­mo­wy, nie­for­mal­ny i wi­zy­to­wy, da­lej: osob­ne ubra­nie do jaz­dy kon­nej, ran­nej prze­chadz­ki czy po­lo­wa­nia itd. Krzy­żo­wa­nie tych ka­te­go­rii po­wo­do­wa­ło, że od­mien­ne stro­je obo­wią­zy­wa­ły ja­ko ubiór do­mo­wy na wsi czy ran­ne ubra­nie do wód.

Męskie ubiory z połowy XIX w.Męskie ubiory z połowy XIX w.
Żurnalowe ubiory męskie z połowy XIX w. (grafika z zasobów portalu polona.pl)

La­ta 70. na no­wo do­da­ją mę­skiej syl­wet­ce smu­kło­ści, zwę­ża­jąc rę­ka­wy i no­gaw­ki. Z mo­dy wy­cho­dzą barw­ne ka­mi­zel­ki, tu­żur­ki szy­je się te­raz z weł­ny lub twe­edu i no­si wraz ze spodnia­mi i ka­mi­zel­ką z tej sa­mej tka­ni­ny. No­wo­ścią dru­giej po­ło­wy XIX stu­le­cia jest trzy­czę­ścio­wy gar­ni­tur, któ­re­go każ­dy ele­ment szy­ty jest te­raz – w prze­ci­wień­stwie do wcze­śniej obo­wią­zu­ją­cych tren­dów – z te­go sa­me­go ma­te­ria­łu i w tym sa­mym ko­lo­rze. Sta­no­wią­ca skła­do­wą gar­ni­turu ma­ry­nar­ka szyb­ko sta­je się nie­odzow­ną czę­ścią mę­skiej gar­de­ro­by, stop­nio­wo wy­pie­ra­jąc z niej tu­żu­rek, zaś fil­co­wy me­lo­nik co­raz czę­ściej za­stę­pu­je cy­lin­der, jak­kol­wiek ten ostat­ni na­dal sta­no­wi obo­wiąz­ko­wy ele­ment stro­ju for­mal­ne­go wraz z ża­kie­tem, rę­ka­wicz­ka­mi i sztucz­ko­wy­mi spodnia­mi. Oz­do­bą stro­ju, świad­czą­cą o do­brym sma­ku no­szą­ce­go go męż­czy­zny, by­ła de­wiz­ka ze­gar­ka, spin­ki do man­kie­tów, chust­ka do no­sa, la­secz­ka, cza­sem faj­ka, nie­kie­dy mo­nokl lub bi­no­kle. W la­tach 90. le­żą­ce koł­nie­rzy­ki i pła­skie kra­wa­ty, cha­rak­te­ry­stycz­ne dla lat 80., za­stą­pio­ne zo­sta­ją przez kroch­ma­lo­ne na sztyw­no koł­nie­rze, ster­czą­ce na nie­bo­tycz­ną, bo do­cho­dzą­cą nie­raz do 10 cm, wy­so­kość. Pa­nom, któ­rych nie stać by­ło na zmie­nia­nie ko­szu­li co naj­mniej dwa ra­zy w cią­gu dnia, z od­sie­czą po­spie­szył prze­mysł, ofe­ru­jąc wy­mien­ne koł­nie­rzy­ki i man­kie­ty wy­ko­na­ne z ce­lu­lo­idu, któ­re w przy­pad­ku za­bru­dze­nia wy­star­cza­ło prze­trzeć wil­got­ną szmat­ką.

Sportowy ubiór męski z 1935 r.Sportowy ubiór męski z 1935 r.
Międzywojenne ubrania sportowe (z serwisu polona.pl)
Do­pi­na­ne koł­nie­rzy­ki z ce­lu­lo­idu utrzy­ma­ły się aż do lat 20. XX w. (w koń­ców­ce któ­rych po­ja­wi­ły się ko­szu­le szy­te ra­zem z koł­nie­rzy­ka­mi), bo też po­dob­nie jak w po­przed­nich de­ka­dach przed­wo­jen­na mo­da mę­ska nie zmie­nia­ła się tak szyb­ko i ra­dy­kal­nie jak ko­bie­ca. Sur­du­ty wpraw­dzie zdą­ży­ły cał­kiem wyjść z uży­cia, na­dal jed­nak no­szo­no fra­ki (na bar­dzo uro­czy­ste oka­zje), ża­kie­ty ze sztucz­ko­wy­mi spodnia­mi (ja­ko strój for­mal­ny) oraz trzy­czę­ścio­we gar­ni­tu­ry (na co dzień). No­wo­ścią, po­cząt­ko­wo nie­zbyt do­brze przyj­mo­wa­ną w Pol­sce, był smo­king, któ­ry za­kła­da­no na wie­czo­ro­we, nie­ofi­cjal­ne spo­tka­nia to­wa­rzy­skie lub dan­sin­gi. Oczy­wi­ście zmie­nił się nie­co krój po­szcze­gól­nych ele­men­tów mę­skiej gar­de­ro­by, np. spodnie zy­ska­ły man­kie­ty i za­pra­so­wa­ne kan­ty, miej­sce wy­so­kich trze­wi­ków za­ję­ły bu­ty płyt­kie i sznu­ro­wa­ne, od­sła­nia­ją­ce skar­pet­ki o dys­kret­nym wzor­ku, krót­kie kra­wa­ty z po­cząt­ku lat 20. w mia­rę upły­wu cza­su ule­ga­ły wy­dłu­że­niu itd., by­ły to jed­nak prze­obra­że­nia – w ze­sta­wie­niu z prze­mia­na­mi fa­so­nów ko­bie­cych su­kien – dys­kret­ne. Mo­da, ewo­lu­ują­ca w stro­nę ubrań kom­for­to­wych w no­sze­niu, ze­zwo­li­ła pa­nom na re­zy­gna­cję z ka­mi­zel­ki w upal­ne dni, co ozna­cza­ło ko­niecz­ność prze­ło­że­nia ze­gar­ka do we­wnętrz­nej kie­sze­ni ma­ry­nar­ki lub do kie­szon­ki na przo­dzie spodni. W pierw­szym wy­pad­ku de­wiz­ka za­koń­czo­na by­ła gu­zi­kiem przy­pi­na­nym do bu­to­nier­ki, w dru­gim – szluf­ką za­cze­pia­ną o pa­sek. Jed­no­cze­śnie przy­chyl­ność zy­ski­wa­ły so­bie prak­tycz­ne w no­sze­niu ze­gar­ki na rę­kę, któ­re wy­na­le­zio­no na po­trze­by bry­tyj­skich ofi­ce­rów w cza­sie I woj­ny świa­to­wej. Ro­sną­ca po­pu­lar­ność ak­tyw­no­ści fi­zycz­nej zro­dzi­ła spe­cjal­ny ubiór spor­to­wy, na któ­ry skła­da­ła się twe­edo­wa ma­ry­nar­ka lub swe­ter, krót­kie do ko­lan spodnie-pum­py i weł­nia­ne podko­lanówki z de­se­niem w kra­tę lub w za­cho­dzą­ce na sie­bie rom­by. Na gład­ko za­cze­sa­ne i na­błysz­czo­ne bry­lan­ty­ną wło­sy na­kła­da­no ka­pe­lu­sze o mniej for­mal­nym niż do­tąd fa­so­nie: w chłod­niej­sze dni fil­co­we hom­bur­gi z nie­wiel­kim, podwi­nię­tym ron­dem i cha­rak­te­ry­stycz­nie za­ła­ma­ną głów­ką, zi­mą – cią­gle mod­ne me­lo­ni­ki lub czap­ki fu­trza­ne, la­tem – pa­na­my z po­łu­dnio­wo­ame­ry­kań­skiej słom­ki, a do odzie­ży spor­to­wej – kasz­kie­ty.

W XIX-wiecz­nych śred­nio­za­moż­nych i ubo­gich dwo­rach z rzad­ka tyl­ko de­cy­do­wa­no się na spe­cjal­nie ubran­ka dla dzie­ci szy­te z de­li­kat­nej tka­ni­ny, zdo­bio­ne ha­ftem czy ko­ron­ka­mi. Ubra­nia ta­kie prze­zna­czo­ne by­ły na wy­jąt­ko­we oka­zje, po­dob­nie jak pięk­nie wy­szy­wa­ne czep­ki, któ­re zdo­bi­ły głów­ki nie­mow­ląt,
Ubranie chłopięce z 1840 r.Ubranie chłopięce z 1840 r.
Od lat 40. XIX w. odzież dziecięca staje się kalką ubrań dorosłych (z zasobów portalu polona.pl)
a do któ­rych – ja­ko do czę­ści gar­de­ro­by naj­bar­dziej wy­eks­po­no­wa­nej – przy­kła­da­no szcze­gól­ną wa­gę jesz­cze w dwu­dzie­sto­le­ciu mię­dzy­wo­jen­nym. Na co dzień za­do­wa­la­no się z re­gu­ły pro­sty­mi ubio­ra­mi wy­ko­ny­wa­ny­mi wła­snym sump­tem – dzier­ga­ny­mi na dru­tach czy – najczę­ściej – wy­kro­jo­ny­mi z wy­praw­nych, mat­czy­nych su­kien. Zwy­czaj szy­cia dzie­cię­cej odzie­ży z wy­praw­nej bie­li­zny mat­ki brał się nie tyl­ko z oszczęd­no­ści, ale tak­że z prze­ko­na­nia, że w ta­kich su­kienkach dziec­ko naj­le­piej się cho­wa. Aż po po­czą­tek XX w. prze­wa­ża­ły ubio­ry pro­ste, któ­re do czwar­te­go, pią­te­go ro­ku ży­cia, a cza­sa­mi i dłu­żej, przy­bie­ra­ły po­stać skrom­nych, luź­nych su­kienek, w któ­re odzie­wa­no za­rów­no chłop­ców jak i dziew­czyn­ki: „Dzie­cin­ne su­kienki pra­wie za­wsze w do­mu ro­bio­ne cza­sem naj­nie­zgrab­niej le­żą, kie­dy for­ma trud­na do na­śla­do­wa­nia; blu­za pa­skiem prze­pię­ta, choć w do­mu zro­bio­na naj­le­piej ubie­ra (...). Blu­zy krój ła­twy, — wy­god­ny i zgrab­ny; ale­bym nie­ra­da, aby z kosz­tow­nych ma­te­ryi ro­bio­ne by­ły. Ak­sa­mit i w ogól­no­ści je­dwab­ne ma­te­rye, któ­remi niektó­re mło­de mat­ki dzie­ci swe zdo­bią, nie są wca­le przy­dat­ne dla nich. Co za mę­ka dla mło­dej isto­ty gdy nie­mo­że się ru­szyć, ni bie­gać, ni wa­lać się po zie­mi, dla tej ślicz­nej, fan­ta­zyj­nej su­kienki!” pi­sa­ła Na­kwa­ska. Od­święt­ne ubio­ry dzie­cięce na­śla­do­wa­ły stro­je ro­dzi­ców – woj­sko­we czy na­ro­do­we (jak mi­nia­tu­ro­we kon­tu­sze) w przy­pad­ku chłop­ców i nie­wie­ście suk­nie w wy­pad­ku dziew­cząt. W I po­ło­wie XIX w. ubra­nie do­ro­słej ko­bie­ty róż­ni­ło się od wyj­ścio­we­go stro­ju dziew­czyn­ki wła­ści­wie tyl­ko dłu­go­ścią: su­kienka dziew­czę­cia, któ­re nie zo­sta­ło jesz­cze wpro­wa­dzo­ne w to­wa­rzy­stwo, tj. do ok. 15 ro­ku ży­cia, się­ga­ła nie zie­mi lecz ko­lan, od­sła­nia­jąc pan­ta­lo­ny ob­szy­te wą­ską ko­ron­ką, gdy wkła­da­no je do suk­ni co­dzien­nej, lub ukra­szo­ne fal­ban­ka­mi, wstaw­ka­mi, za­kła­decz­ka­mi przy su­kienkach prze­zna­czo­nych na oka­zje bar­dziej uro­czy­ste. Szy­to ją z ga­zy, mu­śli­nu lub tiu­lu w ja­snych ko­lo­rach, od­po­wied­nich dla skrom­nej pa­nien­ki. Chłop­ców z ko­lei, aż do lat 30., jak po­da­je Wi­told Mo­lik, odzie­wa­no w krót­kie do pa­sa ka­fta­ni­ki je­dwab­ne lub weł­nia­ne o zwę­ża­ją­cych się rę­ka­wach.

Dziecięce ubiory z połowy XIX w.Dziecięce ubiory z połowy XIX w.
Dziecięce stroje z połowy XIX w. (grafika z zasobów portalu polona.pl)

Dba­łość o wy­go­dę i swo­bo­dę dzie­cię­ce­go stro­ju, ja­ka pod wpły­wem mo­dy an­giel­skiej za­zna­czy­ła się na prze­ło­mie XVIII i XIX stu­le­cia, stop­nio­wo od­cho­dzi­ła w nie­pa­mięć. Od lat 40. XIX w. odzież dzie­cię­ca na po­wrót sta­je się ko­pią ubrań osób do­ro­słych, wpraw­dzie nie tak do­kład­ną jak w koń­cu wie­ku XVIII, ale jed­nak ma­ło kom­for­to­wą i krę­pu­ją­cą ru­chy. I cho­ciaż, jak już wspo­mnia­no, zwy­czaj odzie­wa­nia 5–6-let­nich mal­ców bez wzglę­du na płeć w luź­ne su­kien­ki utrzy­my­wał się dłu­go, kon­ku­ren­cję dlań w po­ło­wie XIX w. sta­no­wił no­wy trend, czy­nią­cy z ma­łych, a tym bar­dziej star­szych dzie­ci mi­nia­tu­ry do­ro­słych. Chłop­ców ubie­ra­no za­tem już nie tyl­ko w krót­kie spodnie i ka­fta­ni­ki o rę­ka­wach trzy czwar­te, się­ga­ją­ce te­raz po­ło­wy bio­der, ale tak­że we fra­ki i sur­du­ty, dba­jąc przy tym o sto­sow­ną fry­zu­rę i uzu­peł­nie­nie stro­ju o nie­zbęd­ne ak­ce­so­ria (rę­ka­wicz­ki, la­secz­kę, ka­pe­lusz), zaś kil­ku­let­nim dziew­czyn­kom w la­tach 60. za­kła­da­no ko­pia­ste su­kien­ki przy­wo­dzą­ce swym kształ­tem na myśl kry­no­li­ny. Świa­dec­twem tej dłu­go utrzy­mu­ją­cej się ten­den­cji niech bę­dzie za­miesz­czo­na w cy­to­wa­nym przez Ewę Szyl­ler nu­me­rze cza­so­pi­sma „Bluszcz” z 1884 r. pro­po­zy­cja uprosz­czo­ne­go gor­se­tu „dla pa­nie­nek od 7 do 9 lat”. Aż do I woj­ny świa­to­wej mo­da dzie­cię­ca szła krok w krok za mo­dą dam­ską i mę­ską, sta­no­wiąc mniej lub bar­dziej wier­ne ich od­bi­cie.
Zofia Grabowska z córkamiZofia Grabowska z córkami
Zofia Grabowska z córkami. Lata międzywojenne (fot. udostępniona przez Kazimierza Bąka)
Tym sa­mym dzie­cię­ce ubra­nia w zna­czą­cym stop­niu odzwier­cie­dla­ły sta­tus ma­jąt­ko­wy i aspi­ra­cje ro­dzi­ców, choć nie za­wsze by­ło to re­gu­łą. Nie­raz w bar­dzo ma­jęt­nych ro­dzi­nach pro­gra­mo­wo ubie­ra­no dzie­ci i mło­dzież w stro­je zno­szo­ne czy od daw­na nie­mod­ne, w prze­ko­na­niu, że w ten spo­sób wy­ra­bia się w dzie­ciach cno­ty skrom­no­ści, umia­ru i oszczęd­no­ści. Przy­ta­cza­na przez An­nę Pa­choc­ką au­tor­ka po­rad­ni­ków Lu­cy­na Mie­ro­szow­ska tak ko­men­to­wa­ła tę wca­le nie­rzad­ką XIX-wiecz­ną stra­te­gię wy­cho­waw­czą: „Poj­mu­ję tro­skli­wość wie­lu świę­to­bli­wych ma­tek, oba­wia­ją­cych się sta­ran­niej­sze­go ubra­nia i po­wsta­ją­cej z nie­go próż­no­ści dla dzie­ci, lecz śmiem się tu ode­zwać zda­niem (…), że upo­ka­rza­nie i po­ni­ża­nie dzie­ci, bro­nie­nie im stro­ju i za­ba­wy wię­cej w nich mi­ło­ści do rze­czy świa­to­wych i py­chy podnie­ca, niż sta­ran­ne a na­wet zbyt­kow­ne ubra­nie”.

W dwu­dzie­sto­le­ciu mię­dzy­wo­jen­nym ubra­nia dzie­cię­ce wresz­cie za­czę­to do­sto­so­wy­wać do po­trzeb roz­wi­ja­ją­cych się or­ga­ni­zmów. Jak po­da­je An­na Sie­radz­ka do szko­ły chłop­ców odzie­wa­no w ciem­ną kurt­kę lub ma­ry­nar­kę, pod któ­rą za­kła­da­no bia­łą ko­szu­lę z wy­kła­da­nym koł­nie­rzem, a w zim­niej­sze dni tak­że weł­nia­ną ka­mi­zel­kę bądź swe­ter, oraz spodnie do ko­lan, któ­re w zi­mie mia­ły fa­son pump. No­szo­no do nich podko­lanówki i wy­so­kie trze­wi­ki. O przy­na­leż­no­ści do szko­ły in­for­mo­wał fa­son i ko­lor czap­ki z dasz­kiem oraz przy­szy­ta do rę­ka­wa tar­cza. Ubiór wa­ka­cyj­ny nie­wie­le róż­nił się od szkol­ne­go – ma­te­ria­ły by­ły lżej­sze i bar­dziej prze­wiew­ne, moż­na też by­ło zrzu­cić trze­wi­ki i bie­gać bo­so lub w san­dał­kach. Uczęsz­cza­ją­ce do szkół dziew­czę­ta obo­wią­zy­wał mun­du­rek, ści­śle okre­ślo­ny w re­gu­la­mi­nie pla­ców­ki, czę­sto na­wią­zu­ją­cy kro­jem do mun­dur­ku ma­ry­nar­skie­go. Ten ostat­ni po­zo­sta­wał zresz­tą przez dłu­gi czas, bo od II poł. XIX w. aż po la­ta 30. XX w., po­pu­lar­nym stro­jem tak dla chłop­ców jak i dziew­czy­nek; skła­da­ły się na nie­go – od­po­wied­nio – krót­kie spoden­ki lub pli­so­wa­na spód­nicz­ka oraz blu­za z wy­kła­da­nym koł­nie­rzem, utrzy­ma­ne obo­wiąz­ko­wo w bar­wach bie­li i gra­na­tu, cza­sem ze­sta­wia­nych ze so­bą kon­tra­sto­wo. Po­za szko­łą dziew­czę­ta no­si­ły pro­ste su­kien­ki – ja­sne la­tem i ciem­ne zi­mą – al­bo spód­nicz­ki, do któ­rych za­kła­da­no luź­ne bluz­ki i swe­terki. Funk­cję na­kry­cia gło­wy peł­nił za­zwy­czaj fil­co­wy be­ret lub dzia­ni­no­wa czap­ka.

Bibliografia:

Gut­kow­ska-Ry­chlew­ska, M. (1968) Hi­sto­ria ubio­rów. Wro­cław – War­sza­wa – Kra­ków: Za­kład Na­ro­do­wy Imie­nia Os­so­liń­skich

Kien­zler, I. (2014) Mo­da. Dwu­dzie­sto­le­cie mię­dzy­wo­jen­ne, tom 27. War­sza­wa: Bel­lo­na i Edi­pres­se

Ko­wec­ka, E. (2008) W sa­lo­nie i w kuch­ni. Opo­wieść o kul­tu­rze ma­te­rial­nej pa­ła­ców i dwo­rów pol­skich w XIX w. Po­znań: Zysk i S-ka

Ło­ziń­ska, M. (2010) W zie­miań­skim dwo­rze. Co­dzien­ność, oby­czaj, świę­ta, za­ba­wy. War­sza­wa: PWN

Mo­lik, W. (1999) Ży­cie co­dzien­ne zie­miań­stwa w Wiel­ko­pol­sce w XIX i na po­cząt­ku XX wie­ku. Po­znań: Wy­daw­nic­two Po­znańskie

Moż­dżyń­ska-Naw­rot­ka, M. (2002) O mo­dach i stro­jach. Wro­cław: Wy­daw­nic­two Dol­no­ślą­skie

Na­kwa­ska, K. (1843) Dwór wiej­ski. Dzie­ło po­świę­co­ne go­spo­dy­niom pol­skim, przy­dat­ne i oso­bom w mie­ście miesz­ka­ją­cym. Prze­ro­bio­ne z fran­cuz­kie­go pa­ni Aglaë Adan­son z wie­lu do­dat­ka­mi i zu­peł­nem za­sto­so­wa­niem do na­szych oby­czajów i po­trzeb, przez Ka­ro­li­nę z Po­toc­kich Na­kwa­ską, w 3 To­mach. Po­znań: Księ­gar­nia No­wa

Na­le­waj­ska, L. (2010) Mo­da mę­ska w XIX i na po­cząt­ku XX wie­ku. War­sza­wa: Wyd. Uni­wer­sy­te­tu War­szaw­skie­go

Pa­choc­ka, A. (2009) Dzie­ciń­stwo we dwo­rze szla­chec­kim w I po­ło­wie XIX wie­ku. Kra­ków: Ava­lon

Sie­radz­ka, A. (2013) Mo­da w przed­wo­jen­nej Pol­sce. War­sza­wa: PWN

Szyl­ler, E. (1961) Hi­sto­ria ubio­rów. War­sza­wa: Pań­stwo­we Wy­daw­nic­twa Szko­le­nia Za­wo­do­we­go

Projekt, wykonanie, teksty i zdjęcia © Anna Stypuła
Wszystkie prawa zastrzeżone
adres: Lasochów 39 | kontakt mailowy: