Pierw­szym eta­pem upra­wy ro­li jest or­ka, do któ­rej na prze­strze­ni dzie­jów uży­wa­no róż­nych na­rzę­dzi. By­ły to: so­cha, ra­dło i pług. So­chę wy­ko­ny­wa­no w ca­ło­ści z drew­na, je­dy­ny­mi me­ta­lo­wy­mi jej ele­men­ta­mi by­ły że­la­zne ra­dli­ce osa­dzo­ne na roz­ga­łę­zie­niach ryl­ca. To sto­sun­ko­wo ta­nie i pro­ste do wy­ko­na­nia na­rzę­dzie chło­pi wy­twa­rza­li wła­sno­ręcz­nie, wła­sno­ręcz­nie też je na­pra­wia­li, gdyż, jak pi­sze Glo­ger, so­cha „[ł]atwą jest do na­pra­wy, lecz ła­two się i psu­je.” Nie­wąt­pli­wą za­le­tą so­chy by­ła jej ni­ska wa­ga oraz re­la­tyw­nie nie­wiel­ka si­ła, ja­kiej trze­ba by­ło użyć do za­ora­nia nią gle­by, dzię­ki cze­mu moż­na by­ło za­prząc do niej na­wet pa­rę „nędz­nych krów lub na­wet cie­ląt”. O lek­ko­ści pra­cy so­chą de­cy­do­wa­ła jej szcze­gól­na, od­mien­na od płu­ga bu­do­wa, któ­rą Glo­ger opi­su­je na­stę­pu­ją­co: „Le­miesz po­dwój­ny, for­my wi­deł­ko­wa­tej, ła­two prze­bi­ja i wcho­dzi w zie­mię; zu­ży­wa się przy­tem mniej si­ły, niż przy płu­gach, o cał­ko­wi­tym w for­mie no­ża le­mie­szu, gdyż, jak wia­do­mo, wi­dły ła­twiej w grunt wcho­dzą, niż ło­pa­ta. Zło­żo­na z dwóch po­lic od­kład­ni­ca so­chy przed­sta­wia po­wierzch­nię tar­cia mniej­szą, ani­że­li ta­każ po­wierzch­nia cał­ko­wi­tej od­kład­ni­cy płu­ga; pod­ję­tą ski­bę so­cha prze­wra­ca po li­nii spi­ral­nej. Po­nie­waż so­cha nie ma pło­za, prze­to, na­po­tkaw­szy w cza­sie dzia­ła­nia prze­szko­dę (ka­mień, ko­rzeń), oracz, uno­sząc so­chę, mi­ja, na­ro­gi zaś bio­rą na­stęp­nie i od­wra­ca­ją zie­mię tuż za prze­szko­dą; to też so­cha bar­dzo się na­da­je do upra­wy grun­tów ka­mie­ni­stych, oraz no­win z ko­rze­nia­mi i kar­pa­mi.”

Orka w LasochowieOrka w Lasochowie
Orka ziemi w Lasochowie (fot. z albumu rodzinnego Tadeusza Kowańskiego)
Płu­gi mo­gły być wy­ko­na­ne w ca­ło­ści z me­ta­lu lub też z drze­wa z me­ta­lo­wy­mi ele­men­ta­mi – le­mie­szem i np. obrę­cza­mi kół, pług bo­wiem, w prze­ci­wień­stwie do so­chy, wa­żył spo­ro, stąd z po­cząt­ku umiesz­cza­no go na do­łą­cza­nym doń dwu­ko­ło­wym wóz­ku (tzw. ko­le­śni­cy) lub też z ko­ła­mi ze­spa­la­no – ta od­mia­na płu­ga no­si­ła na­zwę ko­le­śne­go, dla odróż­nie­nia od wer­sji kół po­zba­wio­nej tj. płu­ga bezko­le­śne­go. Pry­mi­tyw­ne, drew­nia­ne płu­gi ko­le­śne z że­la­znym kro­jem i od­kład­ni­cą, któ­re za­mó­wić moż­na by­ło u miej­sco­we­go ko­wa­la, utrzy­ma­ły się w uży­ciu aż do okre­su mię­dzy­wo­jen­ne­go, kie­dy to po­wo­li za­czę­ły być wy­pie­ra­ne przez że­la­zne płu­gi bezko­le­śne fa­brycz­nej pro­duk­cji. W przy­pad­ku tak cięż­kie­go na­rzę­dzia po­wsta­wał pro­blem prze­trans­por­to­wa­nia płu­ga na po­le: o ile so­chę czę­sto – choć nie za­wsze – dźwi­ga­no po pro­stu na ple­cach, o ty­le pług prze­wo­żo­no wo­zem lub za po­mo­cą nie­wiel­kich sa­nek.

Prze­oraw­szy zie­mię so­chą lub płu­giem sto­so­wa­no ra­dło, orząc gle­bę w po­przek skib. W ten spo­sób spulch­nia­no zie­mię i nisz­czo­no chwa­sty za­nim wy­na­le­zio­no kul­ty­wa­to­ry. W prze­ci­wień­stwie do wcze­śniej opi­sa­nych – so­chy i płu­ga – ra­dło, to naj­star­sze i naj­bar­dziej pry­mi­tyw­ne na­rzę­dzie uży­wa­ne do or­ki i osta­tecz­nie przez dwa po­zo­sta­łe wy­par­te, „pru­jąc zie­mię, roz­rzu­ca ski­by na dwie stro­ny; nie od­wra­ca ich i nie od­kła­da, jak to ro­bi so­cha lub pług, lecz podno­si zie­mię, usta­wia­jąc ski­by na kant; słoń­ce i wia­try su­szą podnie­sio­ne ski­by, – chwa­sty mar­twie­ją, a po wy­schnię­ciu zie­mi, bro­na wy­do­by­wa je z per­zem na wierzch.” Bro­na, o któ­rej wspo­mi­na Glo­ger, na­rzę­dzie w po­sta­ci kra­ty z osa­dzo­ny­mi nań zę­ba­mi, mo­gło być wy­ko­na­ne w ca­ło­ści z drew­na lub me­ta­lu, bądź też po­sia­dać ra­mę drew­nia­ną, a zę­by – że­la­zne. Przy gle­bie cięż­kiej i zbi­tej Si­kor­ski za­le­cał uży­cie bro­ny o że­la­znych zę­bach, do­dat­ko­wo ob­cią­żo­nej, dla lep­sze­go re­zul­ta­tu. Po­dob­nie jak ra­dło, bro­na spulch­nia­ła gle­bę, do­dat­ko­wo ją roz­drab­nia­jąc i wy­rów­nu­jąc: uży­ta po or­ce przy­czy­nia­ła się do znisz­cze­nia chwa­stów, po za­sie­wie zaś przy­kry­wa­ła ziar­no cien­ką war­stwą gle­by. W wal­ce z per­zem do­brze spraw­dza­ły się róż­ne­go ro­dza­ju kul­ty­wa­to­ry, któ­re nie tyl­ko tę­pi­ły ziel­sko, ale i spulch­nia­ły gle­bę, kro­jąc ją głę­biej niż bro­na i efek­tyw­niej wy­bie­ra­jąc z niej roz­ło­gi ro­ślin, gdyż w prze­ci­wień­stwie do tej pierw­szej mia­ły zę­by nie pro­ste, lecz w for­mie le­miesz­ków lub łu­ko­wa­to za­gię­te.

WykopkiWykopki
Wykopki w Lasochowie (fot. ze zbioru Zbigniewa Bąka)
Oczy­wi­ście nie wy­star­cza­ło jed­no­krot­ne uży­cie każ­de­go z wy­żej wy­mie­nio­nych na­rzę­dzi. Przy­kła­do­wo, jak po­da­je Edward Tra­czyń­ski, przy­go­to­wa­nie zie­mi pod upra­wę ozi­min wy­ma­ga­ło w pierw­szej ko­lej­no­ści płyt­kiej or­ki, na­stęp­nie dwu­krot­ne­go bro­no­wa­nia w po­przek za­ora­ne­go po­la, da­lej po­wtór­nej or­ki dla wy­rów­na­nia za­go­nów, wresz­cie bro­no­wa­nia – przed i po sie­wie. Gdy na ubie­gło­rocz­nym kar­to­fli­sku chcia­no wy­siać ja­rzy­ny, na­le­ża­ło tej sa­mej je­sie­ni, wkrót­ce po zbio­rze ziem­nia­ków, dwu­krot­nie prze­bro­no­wać po­le ce­lem po­zby­cia się łę­tów (te pa­lo­no lub zwo­żo­no do chat, gdzie uży­wa­no ich ja­ko pod­ściół­ki dla zwie­rząt bądź do ga­ce­nia cha­łup), a na­stęp­nie, jesz­cze przed zi­mą, za­orać zie­mię, wio­sną zaś użyć bro­ny i ra­dła – przy czym jed­ne­go z tych na­rzę­dzi w po­przek po­la. Ziar­no jesz­cze w dwu­dzie­sto­le­ciu mię­dzy­wo­jen­nym w go­spo­dar­stwach chłop­skich sia­no ręcz­nie – siew­nik był dro­gi w za­ku­pie i pra­cy (wy­ma­gał uży­cia sil­ne­go ko­nia, co podwyż­sza­ło koszt ro­bo­ci­zny), a nad­to był trud­ny do za­sto­so­wa­nia na wą­skich po­letkach, ja­kie, z wy­jąt­kiem wo­je­wództw za­chod­nich, prze­wa­ża­ły na pol­skich zie­miach. W wiel­ko­ob­sza­ro­wych ma­jąt­kach zie­miańskich siew­niki by­ły oczy­wi­sto­ścią, choć­by z uwa­gi na oszczęd­ność ziar­na i więk­sze plo­ny, ja­kie za­pew­niał siew ma­szy­no­wy.

Uważ­ny czy­tel­nik spo­strze­że, że część z opi­sy­wa­nych tu na­rzę­dzi jak pług, bro­na czy kul­ty­wa­tor, sto­so­wa­nych jest w nie­wie­le zmie­nio­nej for­mie we współ­cze­snym rol­nic­twie. Nie ina­czej jest z sze­re­giem po­mniej­szych na­rzę­dzi do prac ogro­do­wych czy po­lo­wych: pro­sto­kąt­nych i ser­co­wa­tych mo­tyk do spulch­nia­nia gle­by, dwu­zęb­nych grac, ręcz­nych opie­la­czy, szpa­dli, ło­pat, trój­zęb­nych mo­ty­czek słu­żą­cych do wy­bie­ra­nia ziem­nia­ków, roz­ma­itych wi­deł: dwu- lub trój­zęb­nych do sia­na, czte­ro­zęb­nych do prze­rzu­ca­nia gno­ju i ich so­lid­niej­szej wer­sji prze­zna­czo­nej do ko­pa­nia, wresz­cie ga­bli, czy­li wi­deł do ziem­nia­ków o pła­sko za­koń­czo­nych zę­bach. Rza­dziej uży­wa się dziś ogła­wia­czy do bu­ra­ków, czy­li na­rzę­dzi o pod­ko­wia­stym kształ­cie, za po­mo­cą któ­rych od­ci­na się gór­ną część bu­ra­cza­ne­go ko­rze­nia wraz z li­ść­mi, eso­wa­to za­koń­czo­nych sie­ka­czy do roz­drab­nia­nia pło­dów rol­nych czy drew­nia­nych gra­bi do prze­rzu­ca­nia su­szo­ne­go sia­na, choć cią­gle jesz­cze moż­na je do­stać w spe­cja­li­stycz­nych skle­pach. Zmie­ni­ły się za to cał­ko­wi­cie me­to­dy upra­wy ro­ślin.
Przebieranie ziemniakowPrzebieranie ziemniako
Przebieranie ziemniaków do sadzenia, 1938 r. (fot. z zasobów Narodowego Archiwum Cyfrowego)
Oto bo­wiem jesz­cze w dru­giej po­ło­wie XIX i na po­cząt­ku XX wie­ku na zie­miach świę­to­krzy­skich sto­so­wa­no trój­po­lów­kę, wy­ko­rzy­stu­jąc gle­bę głów­nie pod upra­wę róż­nych ga­tun­ków zbóż: ży­ta, psze­ni­cy, jęcz­mie­nia czy owsa. Po wpro­wa­dze­niu pło­do­zmia­nu po­la wy­ko­rzy­sta­ne pod zbo­ża ob­sie­wa­no w na­stęp­nym ro­ku ro­śli­na­mi nie­zbo­żo­wy­mi i na od­wrót. Tym sa­mym obok zbóż za­czę­to upra­wiać, jak po­da­je Si­kor­ski, m.in. bób, wy­kę, groch, ku­ku­ry­dzę, ka­pu­stę, bu­ra­ki, „ty­tuń” oraz – przede wszyst­kim – „kar­to­flę”. Tę ostat­nią wy­ory­wa­no je­sie­nią za po­mo­cą so­chy lub wy­ko­py­wa­no bez­zęb­ny­mi mo­ty­ka­mi, na­stęp­nie zbie­ra­no, a po obe­schnię­ciu zsy­py­wa­no do piw­nic lub za­ko­py­wa­no w ja­mach, nad któ­ry­mi sy­pa­no kop­ce, dzię­ki cze­mu ziem­nia­ki prze­cho­wy­wa­ne by­ły w cie­ple i z da­la od my­szy przez ca­łą zi­mę. In­nym spo­so­bem by­ło zło­że­nie kar­to­fli na zie­mi, sy­piąc je w du­ży ko­piec „w kształ­cie mo­gi­ły”, któ­ry na­stęp­nie okła­da­no sło­mą i przy­sy­py­wa­no zie­mią – ta me­to­da mia­ła nad po­przed­nią tę prze­wa­gę, że moż­na by­ło pod­bie­rać z kop­ca ziem­nia­ki po tro­chu, a nie od ra­zu do­by­wać wszyst­kie z do­łu. Na wio­snę kar­to­fle na­le­ża­ło wy­ko­pać i prze­brać, odrzu­ca­jąc zgni­łe sztu­ki. W dwu­dzie­sto­le­ciu mię­dzy­wo­jen­nym upo­wszech­ni­ło się, za­rów­no w ma­łych jak i du­żych go­spo­dar­stwach, uży­cie ob­syp­ni­ka (znacz­ni­ka), umoż­li­wia­ją­ce­go for­mo­wa­nie rów­nych re­dlin roz­dzie­lo­nych bruz­da­mi o jed­na­ko­wych sze­ro­ko­ściach. Je­dy­nie w wo­je­wódz­twach po­łu­dnio­wych, prze­lud­nio­nych i rol­ni­czo roz­drob­nio­nych, sa­dze­nie kar­to­fli od­by­wa­ło się na­dal ręcz­nie, przy po­mo­cy mo­tyk. Ziem­niak, jesz­cze na po­cząt­ku XIX w. ho­do­wa­ny rzad­ko, po uwłasz­cze­niu sa­dzo­ny był nie tyl­ko w wiel­ko­ob­sza­ro­wych do­brach zie­miańskich (gdzie stop­nio­wy wzrost are­ału prze­zna­cza­ne­go pod je­go upra­wę wią­zał się przede wszyst­kim z roz­wo­jem go­rzel­nic­twa), ale tak­że na grun­tach chłop­skich, co, jak za­uwa­ża Ste­fan In­glot, z jed­nej stro­ny by­ło świa­dec­twem podnie­sie­nia kul­tu­ry rol­nej wsi, z dru­giej jed­nak odzwier­cie­dla­ło nę­dzę roz­drob­nio­nych go­spo­darstw wło­ściań­skich, któ­rych wła­ści­cie­le upa­try­wa­li w upra­wie kar­to­fli uciecz­ki przed co­rocz­nym gło­dem na przed­nów­ku.

Za­co­fa­nie i bie­da pol­skiej wsi, wi­docz­ne choć­by w bra­ku ma­szyn rol­ni­czych, ko­rzy­sta­niu z gor­sze­go ziar­na siew­ne­go i użyt­ko­wa­niu słab­szej niż w przy­pad­ku bo­ga­tych go­spo­da­rek zie­miańskich, a nad­to po­dzie­lo­nej na wą­skie spła­chet­ki zie­mi, de­cy­do­wa­ły o tym, że II RP pla­so­wa­ła się na jed­nym z ostat­nich miejsc w Eu­ro­pie pod wzglę­dem wy­daj­no­ści plo­nów z hek­ta­ra. Sy­tu­acji nie zmie­nia­ły efek­tyw­niej­sze dwor­skie fol­war­ki (za­leż­nie od ro­dza­ju upra­wy o 11 do 44%), któ­re wpraw­dzie pre­zen­to­wa­ły wyż­szy po­ziom kul­tu­ry i tech­ni­ki rol­nej, ale nadmier­nie ob­cią­żo­ne po­dat­ka­mi i kre­dy­ta­mi oraz zma­ga­ją­ce się ze znisz­cze­nia­mi wo­jen­ny­mi i eko­no­micz­ny­mi kry­zy­sa­mi nie mo­gły się rów­nać z roz­wi­nię­tym rol­nic­twem państw za­chod­nich. Co wię­cej, trud­ne wa­run­ki go­spo­dar­cze zmu­sza­ły nie­raz wła­ści­cie­li ziem­skich do szu­ka­nia pie­nię­dzy na spła­tę po­ży­czek czy nie­zbęd­ne in­we­sty­cje (jak od­bu­do­wa zruj­no­wa­nych pod­czas woj­ny za­bu­do­wań fol­warcz­nych czy za­kup od­po­wied­niej kla­sy ma­te­ria­łu siew­ne­go) w par­ce­la­cji zie­mi lub wy­rę­bie na­le­żą­cych do dóbr la­sów. Nie wszyst­kie z tych in­we­sty­cji przy­no­si­ły ocze­ki­wa­ny do­chód i wie­le z ma­jąt­ków, po­zo­sta­ją­cych w rę­kach jed­nej ro­dzi­ny od lat a cza­sem i wie­ków, na sku­tek nie­tra­fio­nych przed­się­wzięć od­da­no pod mło­tek li­cy­ta­to­ra.
Orka traktoremOrka traktorem
Orka traktorem, 1927 r. (fot. z zasobów Narodowego Archiwum Cyfrowego)
Nie­ła­twa eg­zy­sten­cja pol­skie­go zie­miań­stwa w do­bie dwu­dzie­sto­le­cia mię­dzy­wo­jen­ne­go nie zmie­nia­ła jed­nak fak­tu, że to wła­śnie z grun­tów na­le­żą­cych do oby­wa­te­li ziem­skich po­cho­dzi­ła więk­sza część do­stęp­nej na ryn­ku żyw­no­ści. Po­świad­cza­ją­ce ten stan rze­czy sta­ty­sty­ki do­wo­dzą­ce, że do­bra zie­miań­skie są gwa­ran­tem bez­pie­czeń­stwa kra­ju, by­ły orę­żem w rę­kach zie­mian bro­nią­cych się przed przy­mu­so­wą par­ce­la­cją zie­mi, ja­ką ko­lej­ne pol­skie rzą­dy pró­bo­wa­ły bez­sku­tecz­nie wpro­wa­dzić na więk­szą ska­lę przez ca­ły okres mię­dzy­woj­nia ce­lem roz­wią­za­nia pro­ble­mu gło­du zie­mi i nę­dzy pol­skiej wsi. Moż­na za­tem po­wie­dzieć, że swój naj­sil­niej­szy ar­gu­ment zie­mianie za­wdzię­cza­li ubó­stwu chłop­stwa, któ­re­go znacz­na część bie­do­wa­ła na gra­ni­cy prze­trwa­nia, bo­wiem je­dy­nie go­spo­dar­stwa wiel­ko­rol­ne, tj. na­le­żą­ce do – sto­sun­ko­wo nie­wiel­kiej gru­py – zie­mian (ma­jąt­ki po­wy­żej 50 ha, zaj­mu­ją­ce 30,3% ogól­nej po­wierzch­ni grun­tów w 1921 r. i 24,2% w 1938 r.) oraz bo­ga­tych chło­pów (tzw. go­spo­dar­stwa kmie­ce o po­wierzch­ni od 20 do 50 ha, sta­no­wią­ce za­le­d­wie 7% go­spo­darstw chłop­skich) mo­gły pro­wa­dzić go­spo­dar­kę obli­czo­ną nie tyl­ko na po­trze­by wła­sne, ale – głów­nie – na sprze­daż. Stąd wy­ni­ka choć­by roz­bież­ność w wiel­ko­ści are­ałów prze­zna­cza­nych w okre­sie mię­dzy­wo­jen­nym pod upra­wę bu­ra­ka cu­kro­we­go – w go­spo­dar­stwach chłop­skich to za­le­d­wie 0,2%, a zie­miańskich – 4%.

Do naj­bar­dziej ren­tow­nych na­le­ża­ły rzecz ja­sna ma­jąt­ki o do­brych gle­bach, któ­rym uda­ło się roz­wi­nąć no­wo­cze­sną pro­duk­cję rol­ną – jak choć­by wspo­mnia­na upra­wa bu­ra­ka cu­kro­we­go czy no­wych od­mian ro­ślin. Ta­kich jed­nak w ska­li kra­ju by­ło nie­wie­le. Do­mi­no­wa­ła więc cią­gle go­spo­dar­ka eks­ten­syw­na, w nie­wiel­kim tyl­ko stop­niu wy­ko­rzy­stu­ją­ca ma­szy­ny rol­ni­cze czy na­wo­zy mi­ne­ral­ne. Jak­kol­wiek ma­jąt­ki zie­miań­skie by­ły pod obo­ma wzglę­da­mi da­le­ko bar­dziej no­wo­cze­sne niż ubo­gie i ma­leń­kie go­spo­dar­stwa chłop­skie, to i one po­zo­sta­wa­ły w ty­le za roz­wi­nię­tym rol­nic­twem za­chod­niej Eu­ro­py. Przy­pa­trz­my się w pierw­szej ko­lej­no­ści kwe­stii użyź­nia­nia ro­li. W XIX wie­ku gle­bę wzbo­ga­ca­no głów­nie ła­twy­mi do po­zy­ska­nia na­wo­za­mi na­tu­ral­ny­mi: by­ły to przede wszyst­kim od­cho­dy zwie­rzę­ce (by­dła ro­ga­te­go, trzo­dy chlew­nej, dro­biu, ko­ni a tak­że owiec), rza­dziej ludz­kie, w dal­szej zaś ko­lej­no­ści na­wo­zy po­cho­dze­nia ro­ślinnego – li­ście, pa­pro­cie i torf, ale tak­że sa­dza, po­piół, kom­post czy gips. Na prze­ło­mie XIX i XX w. do użyt­ku wcho­dzą rów­nież na­wo­zy sztucz­ne (głów­nie fos­fo­ro­we, w mniej­szym stop­niu azo­to­we i wap­no), sto­so­wa­ne po­cząt­ko­wo je­dy­nie w ma­jąt­kach ziem­skich, póź­niej tak­że, choć na mniej­szą ska­lę, na zie­miach chłop­skich. Ko­rzy­sta­no z nich jed­nak oszczęd­nie jesz­cze w do­bie dwu­dzie­sto­le­cia mię­dzy­wo­jen­ne­go, przede wszyst­kim z uwa­gi na nie­ko­rzyst­ny sto­su­nek kosz­tu za­ku­pu (dro­gich pod­ów­czas) na­wo­zów do nie­wy­so­kiej (z wy­jąt­kiem ko­niunktury z lat 1925-1928 oraz oży­wie­nia go­spo­dar­cze­go w la­tach 1936-1937), a w do­bie kry­zy­su (1928-1935) za­trwa­ża­ją­co ni­skiej ce­ny pło­dów rol­nych. W re­zul­ta­cie pod wzglę­dem ich uży­cia Pol­ska pla­so­wa­ła się da­le­ko w ty­le za pań­stwa­mi Eu­ro­py za­chod­niej: w 1935 r., jak po­da­je Ma­jew­ski, na 1 ha użyt­ków rol­nych przy­pa­da­ło 2,8 kg na­wo­zów azo­to­wych, 2,8 kg fos­fo­ro­wych i 12 kg po­ta­so­wych; dla po­rów­na­nia w Bel­gii by­ło to 131 kg na­wo­zów azo­to­wych, 83 kg fos­fo­ro­wych i 149 kg po­ta­so­wych.

Narzędzia rolniczeNarzędzia rolnicze
Część ekspozycji przedstawiająca sprzęt rolniczy używany na wsi polskiej na przełomie XIX i XX w.

Nie ina­czej by­ło je­śli cho­dzi o wy­ko­rzy­sta­nie dro­gich ma­szyn rol­ni­czych – płu­gów pa­ro­wych, ko­sia­rek i żni­wia­rek uży­wa­nych do sprzę­tu zbóż, lo­ko­mo­bi­li czy trak­to­rów. Za­stę­po­wa­no je ta­nią pra­cą ro­bot­ni­ków rol­nych i zwie­rząt po­cią­go­wych – u Pru­skie­go moż­na zna­leźć in­for­ma­cję, że jesz­cze w 1938 r. pod wzglę­dem li­czeb­no­ści koń­skie­go po­gło­wia Pol­ska ustę­po­wa­ła w Eu­ro­pie je­dy­nie Związ­ko­wi Ra­dziec­kie­mu. Sto­pień me­cha­ni­za­cji kra­ju nie był przy tym rów­no­mier­ny: naj­no­wo­cze­śniej­sze go­spo­dar­stwa ist­nia­ły na zie­miach za­chod­nich, na­le­żą­cych nie­gdyś do za­bo­ru pru­skie­go. Prze­miesz­cza­jąc się na wschód moż­na by­ło za­ob­ser­wo­wać ma­le­ją­cą ilość ma­szyn i od­wrot­nie pro­por­cjo­nal­nie do niej ro­sną­cą licz­bę za­trud­nio­nej w ma­jąt­ku służ­by fol­warcz­nej. Je­śli weź­mie­my pod uwa­gę wy­li­cze­nia Mar­kow­skie­go, we­dług któ­rych ra­cjo­nal­ne wy­ko­rzy­sta­nie trak­to­ra wy­ma­ga­ło po­sia­da­nia are­ału rzę­du 200 ha grun­tów użyt­ko­wych (i środ­ków na je­go za­kup), sta­nie się ja­sne, dla­cze­go w mię­dzy­woj­niu pod­sta­wą go­spo­dar­ki rol­nej w Pol­sce – w odróż­nie­niu od państw za­chod­niej Eu­ro­py – po­zo­sta­wa­ły ko­nie ro­bo­cze, w mniej­szym zaś stop­niu – wo­ły. Te ostat­nie dłu­żej utrzy­ma­ły się zresz­tą w ma­jąt­kach zie­miań­skich i du­żych go­spo­dar­stwach kmie­cych, niż w chłop­skich za­gro­dach. Uży­wa­nie wo­łów ja­ko si­ły po­cią­go­wej w ro­bo­tach rol­nych wy­ni­ka­ło po czę­ści z tra­dy­cji wy­zna­cza­ją­cej ko­nio­wi miej­sce przy wo­zie, nie płu­gu, czę­ściowo zaś z ra­chun­ku eko­no­micz­ne­go: po­wol­ny wół był wpraw­dzie mniej efek­tyw­ny od ko­nia, ale za to du­żo tań­szy w utrzy­ma­niu. Ko­nie u bo­ga­tych wło­ścian uży­wa­ne by­ły po­cząt­ko­wo je­dy­nie ja­ko śro­dek ko­mu­ni­ka­cji – za­moż­ne­mu chło­pu, jak po­da­je Bursz­ta, wręcz nie ho­no­ro­wo by­ło je­chać wo­zem cią­gnię­tym przez wo­ły. Chęć do­rów­na­nia le­piej sy­tu­owa­nym go­spo­da­rzom za­de­cy­do­wa­ła o tym, że od chwi­li znie­sie­nia pańsz­czy­zny tak­że i w bied­niej­szych chłop­skich za­gro­dach wo­ły stop­nio­wo za­czy­na­ją ustę­po­wać ko­niom, uży­wa­nym tu nie tyl­ko do trans­por­tu, ale i do upra­wy ro­li. W dwu­dzie­sto­le­ciu mię­dzy­wo­jen­nym na­wet w nie­wiel­kich go­spo­dar­stwach wło­ściań­skich trzy­ma się ko­nie – są to wpraw­dzie prze­waż­nie ma­łe i sła­bo­wi­te ko­ni­ki, ale bez nich chłop­ska go­spo­dar­ka obyć się nie mo­że. Sta­ty­stycz­na licz­ba ko­ni przy­pa­da­ją­ca na go­spo­dar­stwo ro­śnie wraz z je­go wiel­ko­ścią: przy 5–20 ha są to dwa ko­nie, po­wy­żej – od trzech do pię­ciu, a nie­kie­dy i sześć. Ów­cze­śni eko­no­mi­ści wy­li­cza­li, że – zwłasz­cza w mniej­szych go­spo­dar­stwach – trzy­mano wię­cej ko­ni niż fak­tycz­ne po­trze­bo­wa­no.
Orka wołamiOrka wołami
Orka pługiem ciągnionym przez woły (fot. z zasobów Narodowego Archiwum Cyfrowego)
Pro­blem był po­waż­ny – przy­kła­do­wo go­spo­da­ru­ją­cy na bli­sko 4 hek­ta­rach rol­nik z po­wia­tu ję­drze­jow­skie­go (wo­je­wódz­two kie­lec­kie) po­sia­dał zwy­kle jed­ne­go ko­nia, jed­ną lub dwie kro­wy, świ­nię i kil­ka kur, przy czym po­ło­wę zbio­rów uzy­ska­nych z te­go nie­wiel­kie­go ka­wał­ka zie­mi zja­dał mu koń, uszczu­pla­jąc tym sa­mym ilość pa­szy prze­zna­czo­nej dla po­zo­sta­łe­go in­wen­ta­rza i za­pa­sy żyw­no­ści sa­mych wła­ści­cie­li. Dro­gi w utrzy­ma­niu koń zy­skał więc nie bez przy­czy­ny opi­nię dar­mo­zja­da, któ­re­go chłop nie chciał się wy­rzec głów­nie ze wzglę­dów pre­sti­żo­wych. Stąd, choć na­wo­ły­wa­no, by w kar­ło­wa­tych go­spo­dar­stwach (do 2 ha) uży­wać ja­ko si­ły po­cią­go­wej krów, odzew był ni­kły. Ma­ło któ­ry wło­ścia­nin, choć­by przy­mie­rał gło­dem na przed­nów­ku, skłon­ny był zre­zy­gno­wać z ko­nia, jak­kol­wiek ta­niej wy­cho­dzi­ło wy­po­ży­cza­nie go do pra­cy na ro­li lub za­stą­pie­nie wo­ła­mi, któ­re moż­na by­ło do­god­nie sprze­dać na mię­so po za­koń­cze­niu je­sien­nych prac po­lo­wych i na­być no­we przed wio­sen­ny­mi ro­bo­ta­mi (dzię­ki cze­mu za­osz­czę­dza­no na wy­ży­wie­niu zwie­rząt zi­mą).

Si­ła mię­śni zwie­rząt po­cią­go­wych by­ła za­tem po­wszech­nie wy­ko­rzy­sty­wa­na przy wszel­kich ro­bo­tach po­lo­wych – od or­ki przez bro­no­wa­nie aż po zwóz­kę plo­nów. W za­moż­niej­szych go­spo­dar­stwach moż­na by­ło na­po­tkać tak­że żni­wiar­ki czy ko­siar­ki – pro­ste ma­szy­ny rol­ni­cze cią­gnię­te przez ko­nie i uży­wa­ne pod­czas sprzę­tu zbóż. Wprzę­gnię­te do kie­ra­tu ko­nie czy wo­ły po­zwa­la­ły na wpra­wie­nie w ruch młoc­kar­ni, wial­ni czy mię­dlic wał­ko­wych, któ­rych pra­ca by­ła da­le­ce wy­daj­niej­sza od pry­mi­tyw­ne­go młó­ce­nia ce­pa­mi, wia­nia zbo­ża przy uży­ciu ło­pa­ty czy kru­sze­nia ło­dyg lnu za po­mo­cą mię­dlic i cier­lic (jak­kol­wiek pod wzgle­dem efek­tyw­no­ści kie­rat nie do­rów­ny­wał pa­ro­wej lo­ko­mo­bi­li). Ra­cjo­nal­ne wy­ko­rzy­sta­nie zwie­rząt po­cią­go­wych wy­ma­ga­ło w każ­dym wy­pad­ku uży­cia od­po­wied­niej dla ana­to­mii ga­tun­ku i ro­dza­ju pra­cy uprzę­ży. Do za­przę­gnię­cia wo­łów uży­wa­no jarz­ma, za­kła­da­ne­go na czo­ło ka­błą­ku z za­cze­pem, mo­co­wa­ne­go do ro­gów zwie­rzę­cia, lub drew­nia­nej ra­my – po­je­dyn­czej bądź po­dwój­nej, któ­rą umiesz­cza­no na kar­kach wo­łów. Pod­sta­wo­wym ele­men­tem uprzę­ży koń­skiej by­ło z ko­lei cho­mą­to, wy­ście­ła­na, drew­nia­na obręcz do­pa­so­wa­na do szyi zwie­rzę­cia, któ­ra, przez rów­no­mier­ne roz­ło­że­nie cię­ża­ru, po­zwa­la­ła na wy­ko­rzy­sta­nie si­ły ko­nia, nie ka­le­cząc go ani nie du­sząc (w wer­sji dla krów uży­wa­no cho­mą­ta otwie­ra­ne­go u do­łu, tak, by moż­na by­ło za­ło­żyć je bez­po­śred­nio na szy­ję zwie­rzę­cia, bez prze­kła­da­nia przez ro­ga­ty łeb). Al­ter­na­tyw­ną dla cho­mą­ta by­ła uprząż par­cia­na lub skó­rza­na no­szą­ca na­zwę szo­rów. W naj­prost­szej swej po­sta­ci zwa­na szle­ja­mi skła­da­ła się je­dy­nie z sze­ro­kie­go pa­sa za­kła­da­ne­go na kark i pierś zwie­rzę­cia. Z uwa­gi na swo­ją kon­struk­cję uprząż ta­ką sto­so­wa­no je­dy­nie do lżej­szych prac (jak bro­no­wa­nie), po­nie­waż przy więk­szym cię­ża­rze po­wo­do­wa­ła ucisk na tcha­wi­cę i tęt­ni­ce ko­nia.

Bibliografia:

Bro­dow­ska, H. (1972) Hi­sto­ria spo­łecz­no-go­spo­dar­cza chło­pów w za­bo­rze ro­syj­skim. W: S. In­glot (red.) Hi­sto­ria chło­pów pol­skich. Tom II. Okres za­bo­rów. To­ruń: Lu­do­wa Spół­dziel­nia Wy­daw­ni­cza, ss. 290-462

Bursz­ta, J. (1972) Kul­tu­ra wsi od koń­ca XVIII do po­cząt­ków XX w. W: S. In­glot (red.) Hi­sto­ria chło­pów pol­skich. Tom II. Okres za­bo­rów. To­ruń: Lu­do­wa Spół­dziel­nia Wy­daw­ni­cza, ss. 628-671

Bursz­ta, J. (1980) Kul­tu­ra wsi okre­su mię­dzy­wo­jen­ne­go. W: S. In­glot (red.) Hi­sto­ria chło­pów pol­skich. Tom III. Okres II Rzecz­po­spo­li­tej i oku­pa­cji hi­tle­row­skiej. To­ruń: Lu­do­wa Spół­dziel­nia Wy­daw­ni­cza, ss. 441-497

Glo­ger, Z. (1900-1903) En­cy­klo­pe­dja sta­ro­pol­ska. Ilu­stro­wa­na. War­sza­wa: P. La­skau­er i W. Ba­bic­ki

Fi­scher, A. (1926) Lud pol­ski. Po­dręcz­nik et­no­gra­fji Pol­ski. Lwów, War­sza­wa, Kra­ków: Za­kład Na­ro­do­wy im. Os­so­liń­skich

In­glot, S. (1972) Hi­sto­ria spo­łecz­no-go­spo­dar­cza chło­pów w za­bo­rze au­striac­kim. W: S. In­glot (red.) Hi­sto­ria chło­pów pol­skich. Tom II. Okres za­bo­rów. To­ruń: Lu­do­wa Spół­dziel­nia Wy­daw­ni­cza, ss. 161-289

Ma­jew­ski, J. (1980) Ro­zwój go­spo­dar­ki chłop­skiej w okre­sie mię­dzy­wo­jen­nym. W: S. In­glot (red.) Hi­sto­ria chło­pów pol­skich. Tom III. Okres II Rzecz­po­spo­li­tej i oku­pa­cji hi­tle­row­skiej. To­ruń: Lu­do­wa Spół­dziel­nia Wy­daw­ni­cza, ss. 25-120

Mar­kow­ski, M.B. (1993) Oby­wa­te­le ziem­scy w wo­je­wódz­twie kie­lec­kim 1918-1939. Kiel­ce: Kie­lec­kie To­wa­rzy­stwo Nau­ko­we

Miesz­czan­kow­ski, M. (1980) Struk­tu­ra agrar­na i spo­łecz­na wsi pol­skiej w okre­sie mię­dzy­wo­jen­nym. W: S. In­glot (red.) Hi­sto­ria chło­pów pol­skich. Tom III. Okres II Rzecz­po­spo­li­tej i oku­pa­cji hi­tle­row­skiej. To­ruń: Lu­do­wa Spół­dziel­nia Wy­daw­ni­cza, ss. 121-188

Mo­szyń­ski, K. (1929) Kul­tu­ra lu­do­wa Sło­wian. Część I: Kul­tu­ra ma­te­rial­na. Z 21 map­ka­mi oraz ry­ci­na­mi 1138 przedmio­tów. Kra­ków: Pol­ska Aka­de­mia Umie­jęt­no­ści

Pru­ski, W. (1980) Wy­ści­gi i ho­dow­la ko­ni peł­nej kr­wi oraz czy­stej kr­wi arab­skiej w Pol­sce w la­tach 1918-1939. Wro­cław – War­sza­wa – Kra­ków – Gdańsk: Os­so­li­neum

Pu­dło, K. (1961) Tra­dy­cje uży­wa­nia by­dła ro­ga­te­go do prac po­cią­go­wych w go­spo­dar­stwach chłop­skich w Pol­sce z koń­cem XIX w. i w II poł. XX w. W: Lud, t.47, ss. 415– 438

Schri­mer, M.K. (2012) Dwo­ry i dwor­ki w II Rzecz­po­spo­li­tej. War­sza­wa: Wyd. SBM

Si­kor­ski, J. (1856) Zie­mia­nin czy­li ła­twy spo­sób po­więk­sze­nia do­cho­dów za po­mo­cą wiej­skie­go go­spo­dar­stwa: prak­tycz­ne pod­ręcz­ne dzieł­ko, obej­mu­ją­ce tre­ści­we wia­do­mo­ści o rol­nic­twie, o ho­dow­li wszel­kie­go ro­dza­ju do­mo­wych zwie­rząt, ich cho­ro­bach, le­cze­niu; o psz­czo­łach, etc. etc.; tu­dzież zbiór ma­ło do­tąd zna­nych, lub zu­peł­nie no­wych za­rad­czych w do­mo­wem go­spo­dar­stwie środ­ków. Wil­no: Nakł. au­to­ra. Druk. Jó­ze­fa Za­wadz­kie­go

Tra­czyń­ski, E. (2001) Wieś świę­to­krzy­ska w XIX i XX wie­ku. Kiel­ce: Re­gio­nal­ny Ośro­dek Stu­diów i Och­ro­ny Śro­do­wi­ska Kul­tu­ro­we­go w Kiel­cach

Projekt, wykonanie, teksty i zdjęcia © Anna Stypuła
Wszystkie prawa zastrzeżone
adres: Lasochów 39 | kontakt mailowy: